magicvortex napisał(a): Hmm, a co w zakrzywieniu przestrzeni powoduje przyciąganie? Tzn jak obiekt się porusza to wszystko jest jasne, obiekt A leci sobie prosto i zakrzywienie przestrzeni wokół obiektu B sprawia że obiekt A "skręca" tak jakby był przyciągany przez obiekt B. A co w sytuacji kiedy obiekty A i B są w spoczynku? Dlaczego zakrzywienie przestrzeni sprawia że zaczynają lecieć w swoją stronę? Uproszczony model z materacem i kulkami wpadającymi w zagłębienia działa w domyślnym polu grawitacyjnym które przyciska kulki do materaca i z tego powodu dążą one zajęcia najniższej dostępnej pozycji. Co jest siłą spychającą obiekty (będące w spoczynku) w kierunku zakrzywienia w modelu z zakrzywieniem i bez grawitacji?
Zabiłeś mi ćwieka! Muszę przyznać, że nie mam dobrego pomysłu, jak to wyjaśnić. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to prawidłowość zauważona przez Einsteina, że wszystko jest względne - zależne od punktu odniesienia. Jeżeli rozpatrujemy dwa obietky A i B, które (pozornie) nie poruszają się względem siebie, to przecież są one jednak w ciągłym ruchu względem innych obiektów we wszechświecie. Wstawiłem te nawiasy ze słowem "pozornie", bo sadzę, że to tylko złudzenie, że dowolne dwa obiekty A i B znajdują się kiedykolwiek w bezruchu względem siebie. Jestem przekonany, że taka "sytuacja kiedy obiekty A i B są w spoczynku" nigdzie w kosmosie nie zachodzi, przede wszystkim dlatego, że układy zamknięte w realnym, fizycznym świecie nie istnieją (poza wszechświatem/wieloświatem w całości). Ten "pozorny spoczynek" obiektów A i B względem siebie, bierze się stąd, że oba te obiekty uwięzione są w "dołku" czasoprzestrzennym trzeciego, masywniejszego od nich obiektu C. Obrazowy przykład: dwa kamienie leżące na Ziemi. Niby są względem siebie w spoczynku, ale według mnie taki układ należy traktować, jako całość, jako jeden obiekt. Jeżeli te kamienie podniesiesz i puścisz, wtedy będą odrębnymi obiektami i napewno nie pozostaną w bezruchu względem siebie. Natomiast, kiedy już spadną, kiedy zetkną się z Ziemią, przestają być odrębynymi obiektami - stają się częścią większego obiektu zwanego planetą Ziemią. Tak przecież powstają wszystkie planety i inne ciała niebieskie - z małych kawałków, które się ze sobą pałączyły. W momencie połączenia musimy przestać traktować te kawałki, jak oddzielne obiekty.
Więc, jeżeli zaczniesz rozpatrywać dowolne dwa odrębne od siebie obiekty, takie które nie stykają się bezpośrednio, ani za pośrednictwem jakiegoś trzeciego, to zauważysz, że w całym kosmosie nie znajdziesz dwóch takich obiektów, które by się względem siebie nie poruszały. Mało powiedziane!
Każdy odrębny obiekt we wszechświecie jest w ciągłym ruchu względem wszystkich pozostałych. Żaden odrębny obiekt we wszechświecie nigdy nie pozostaje w spoczynku względem jakiegokolwiek innego.
A, jeżeli nawet przeprowadzimy eksperyment myślowy i wyobrazimy sobie wszczechświat, który złożony jest z czasoprzestrzeni i jedynie dwóch odrębnych obiektów, to też nam wyjdzie, że będą się one poruszać. Jeśli będą miały różną masę, to "lżejszy" (A) zacznie spadać w "dołek" czasoprzestrzenny tego "cięższego" (B) i albo na niego spadnie łączac się w jeden obiekt, albo zacznie wokół niego orbitować. Jeżeli natomiast ich masy będą identyczne, to efekty wywołanych przez oba obiekty zakrzywień czasoprzestrzeni będą się teoretycznie znosić. I co stałoby się w takiej sytuacji? Sądzę, że i tak nie pozostałyby w bezruchu tylko zaczęłyby krążyć wokół siebie wzajemnie, tzn. wokół tzw. "środka ciężkości" układu. A, czy nazwiemy to zjawisko grawitacją, czy zakrzywieniem czasoprzestrzeni, to już kwestia umowna.
Pójdę jeszcze dalej w tych rozważaniach. Nawet, jeżeli w całym wszechświecie byłby tylko jeden jedyny obiekt, to sądzę, że też nie pozostawałby w spoczynku! Poruszałby się względem samej czasoprzestrzeni, bo ta przecież ciągle się rozszerza, czyli jest w ruchu, a w takiej sytuacji byłaby ona jednynym punktem odniesienia. Może bezruch byłby możliwy w przypadku nierozszerzającego się wszechświata, pośrodku którego jest "zawieszony" jeden jedyny obiekt? Chociaż w to też śmiem wątpić, ponieważ z tego, co się orientuję wszystkie "większe" ciała w kosmosie obracają się wokół własnej osi, od najmniejszego kamyczka-meteorytu począwszy na największej gwieździe, czy czarnej dziurze kończąc. A co z tymi "mniejszymi"? Z tego, co wiem atomy ciągle drgają i nie da się ich schłodzić aż tak, żeby zupełnie przestały. I nawet cząstki elementarne mają przecież jakiś spin. Wygląda na to, że "obiekt pozostający w spoczynku" to twór czysto teoretyczny, pozostający w sferze idei, jak linia prosta, odcinek czy punkt. W realnym, fizycznym świecie nie istnieją obiekty w spoczynku...
Takie są moje przemyślenia na ten temat, ale ręki nie dam sobie uciąć.
Tym bardziej, że nie bardzo potrafię sobie wyobrazić ugięcie czasoprzestrzeni. Ten model z kulkami i materacem w ogóle mi nie pomaga, bo wszystko dzieje się na płaskiej dwuwymiarowej powierzchni. Rozumiem, co chcą mi przekazać fizycy, ale tego nie "widzę". Jeżeli nie sposób tego pokazać, to niech mi chociaż powiedzą w którą "stronę" zakrzywia się ta czasoprzestrzeń pod wpływem masywnego ciała zanurzonego w trójwymiarze. Przecież nie w dół (jak w tym "obrazku" z kulkami i płótnem), ani w górę, ani w bok, ani w skos, ani w żadnym innym możliwym kierunku występującym w tych trzech wymiarach. Więc w jakim? W głąb, do wewnątrz? To by znaczyło, że musi istnieć co najmniej jakiś czwarty, ukryty wymiar... A dodatkowe wymiary niestety wykraczają już poza zdolności mojej wyobraźni i pojmowania. Cóż? Na to jestem za głupi. Jeżli znalazłby się ktoś, kto zechce mi ten problem w prostych słowach wytłumaczyć, to będę bardzo wdzięczny.

