exeter
Nie twierdzę, że nie ma w ogóle Brytyjczyków nielubiących Polaków. Pewnie trafiają się takie sytuacje, ale na pewno nie są regułą i nie uprawniają do pisania, że Brytyjczycy są Polakom niechętni.
Mieszkam na wsi, gdzie owszem Polaków jest sporo, ale na pewno mniej niż w dużych miastach. Tu gdzie mieszkam, Polacy raczej dążą do integracji z miejscowymi, albo trzymają się swojego domu i rodziny ewentualnie jakiejś pary czy dwóch znajomych. Nie mieszkają na "polskich" ulicach, tylko między Brytyjczykami. Nie ma w pobliżu polskich spotkań, polskich mszy itp. Zauważyłam nawet, i to nie tylko wśród Polaków, ale i Rosjan (jest ich mniej niż Polaków, ale też trochę) tendencję do marginalizowania kontaktów z rodakami na rzecz kontaktów z Brytyjczykami, co trochę jest śmieszne a trochę pożyteczne. Podsumowując: nie ma zwartej grupy Polaków, wszyscy mówią po angielsku (jedni płynnie, inni dukają, ale mówią).
I Polacy nie tylko nie są nielubiani, ale wręcz przeciwnie: są cenieni za solidność i ciężką pracę. Jedni szybciej, drudzy wolniej, integrują się. Piszę o tych, którzy są na stałe, bo tych jest zdecydowana większość.
Inaczej zapewne bywa w dużych miastach, w dzielnicach, gdzie są "polskie" ulice, na których wiele osób nie mówi (nie zadaje sobie trudu, żeby się nauczyć) angielskiego. W takich miejscach na pewno więcej jest osób, które przyjeżdżają na chwilę, dorobić się trochę. Bez znajomości języka, bez rodziny, mieszkając po x osób (to że bez rodziny jest ważne, bo wiele osób inaczej zachowuje się będąc gdzieś z rodziną, inaczej bez). Bywa że w takich mieszkaniach czy domach mieszka po x chłopa, no a niestety mężczyźni mieszkający razem a bez kobiet zachowują sie jak się zachowują. Tj. pewnie jednostki zachowują się różnie, ale często w takich miejscach nadużywany jest alkohol, no a alkohol testorsteron brak hamulców (rodziny) nie sprzyjają integracji sąsiedzkiej z tubylcami.Zwłaszcza jeśli mieszka się na councilowskiej ulicy, gdzie generalnie alkoholu bywa więcej niż w prywatnych domach i z tego tworzy się mieszanka wybuchowa. Sama znam dwóch Polaków, którzy mieli bana na wszystkie okoliczne puby.
Brytyjczycy generalnie są otwarci, jednak przyjeżdżając trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby się z miejscem zintegrować, Jeśli ktoś przyjeżdza z nastawieniem, że Brytyjczycy są be, nie mówi po angielsku, zakupy robi głównie w polskim sklepie, jeździ na polskie msze zamiast chodzić do lokalnej parafii itd. potem płacze, że Brytyjczycy go nie lubią. A jak mają lubić, skoro nie mieli okazji poznać.
Cytat: Polaków jest zwyczajnie na Wyspach zbyt wielu i są zbyt obcy, tak samo jak obcy są ludzie o wyglądzie południowców, czytający Koran, dla Niemców, Belgów i Francuzów
Nie twierdzę, że nie ma w ogóle Brytyjczyków nielubiących Polaków. Pewnie trafiają się takie sytuacje, ale na pewno nie są regułą i nie uprawniają do pisania, że Brytyjczycy są Polakom niechętni.
Mieszkam na wsi, gdzie owszem Polaków jest sporo, ale na pewno mniej niż w dużych miastach. Tu gdzie mieszkam, Polacy raczej dążą do integracji z miejscowymi, albo trzymają się swojego domu i rodziny ewentualnie jakiejś pary czy dwóch znajomych. Nie mieszkają na "polskich" ulicach, tylko między Brytyjczykami. Nie ma w pobliżu polskich spotkań, polskich mszy itp. Zauważyłam nawet, i to nie tylko wśród Polaków, ale i Rosjan (jest ich mniej niż Polaków, ale też trochę) tendencję do marginalizowania kontaktów z rodakami na rzecz kontaktów z Brytyjczykami, co trochę jest śmieszne a trochę pożyteczne. Podsumowując: nie ma zwartej grupy Polaków, wszyscy mówią po angielsku (jedni płynnie, inni dukają, ale mówią).
I Polacy nie tylko nie są nielubiani, ale wręcz przeciwnie: są cenieni za solidność i ciężką pracę. Jedni szybciej, drudzy wolniej, integrują się. Piszę o tych, którzy są na stałe, bo tych jest zdecydowana większość.
Inaczej zapewne bywa w dużych miastach, w dzielnicach, gdzie są "polskie" ulice, na których wiele osób nie mówi (nie zadaje sobie trudu, żeby się nauczyć) angielskiego. W takich miejscach na pewno więcej jest osób, które przyjeżdżają na chwilę, dorobić się trochę. Bez znajomości języka, bez rodziny, mieszkając po x osób (to że bez rodziny jest ważne, bo wiele osób inaczej zachowuje się będąc gdzieś z rodziną, inaczej bez). Bywa że w takich mieszkaniach czy domach mieszka po x chłopa, no a niestety mężczyźni mieszkający razem a bez kobiet zachowują sie jak się zachowują. Tj. pewnie jednostki zachowują się różnie, ale często w takich miejscach nadużywany jest alkohol, no a alkohol testorsteron brak hamulców (rodziny) nie sprzyjają integracji sąsiedzkiej z tubylcami.Zwłaszcza jeśli mieszka się na councilowskiej ulicy, gdzie generalnie alkoholu bywa więcej niż w prywatnych domach i z tego tworzy się mieszanka wybuchowa. Sama znam dwóch Polaków, którzy mieli bana na wszystkie okoliczne puby.
Brytyjczycy generalnie są otwarci, jednak przyjeżdżając trzeba włożyć trochę wysiłku, żeby się z miejscem zintegrować, Jeśli ktoś przyjeżdza z nastawieniem, że Brytyjczycy są be, nie mówi po angielsku, zakupy robi głównie w polskim sklepie, jeździ na polskie msze zamiast chodzić do lokalnej parafii itd. potem płacze, że Brytyjczycy go nie lubią. A jak mają lubić, skoro nie mieli okazji poznać.
Jeśli zabraknie ci argumentów - nazwij mnie kłamczynią i napisz, że łżę.

