E.T. napisał(a): To zobacz, że i nieistnienia tego, co Cyran nazywa wolną wolą, wcale nie udowodniłeś, ...
Nie próbowalem dowodzić nieistnienia wolnej woli, ale wręcz odwronie. Zaproponowałem eksperyment mogący udowodnić jej istnienie. Dowiedzenie nieistnienia czegokolwiek jest niewykonalne.
E.T. napisał(a): ... bo "uwierzyć" nie mieści się w znaczeniu "zrobić". To nie jest czynność, działanie, akt- nic z tych rzeczy.
"Uwierzyć" jak najbardziej mieści się w znaczeniu "zrobić". Właśnie to zrobiłem - nie uwierzyłem w Twoje twierdzenia. Przeanalizowałem je i dokonałem świadomego wyboru, żeby Ci nie wierzyć. Był to akt mojej woli zwanej "wolną". Choćby na tym forum, teiści wielokrotnie mnie przekonywali, że wiara jest aktem woli i jestem skłonny przyznać im rację. Tak dzieje się za każdym razem kiedy słyszę (czytam) jekieś twierdzenie, którego sam nie jestem w stanie zweryfikować. Podejmuję wtedy świadomą decyzję, czy w nie uwierzyć, czy nie. Uwierzyłem Einsteinowi w jego Teorię Względności, choć nie rozumiem jej wszystkich równań, ani nie robię obserwacji ją potwierdzających. Uwierzyłem też Darwinowi w jego Ewolucję i wielu innym naukowcom, bo sam nie potrafię zweryfikować ich teorii. Nie uwierzyłem Markowi, Łukaszowi, Janowi, Mateuszowi i autorom Starego Testamentu w istnienie Boga. Ale zdarza się też, że nie wierzę naukowcom np. nigdy nie uwierzyłem w pole Higgsa i zaobserwowanie bozonu Higgsa w LHC. I wszystko to zrobiłem świadomie wybierając, w które z tych twierdzeń uwierzę, a w które nie. Za każdym razem był to akt mojej woli, niezależnie od tego, czy jest ona wolna, czy wprost przeciwnie. Nie widzę powodów, dla których miałbym inaczej traktować wiarę w twierdzenia naukowców i zwykłych ludzi od wiary w twierdzenia autorów Biblii i innych Świętych Pism.
E.T. napisał(a): I zauważ, że mówię o tym, że akt może być dobrowolny, choć taki być wcale nie musi. O to chodzi w stwierdzeniu: człowiek ma wolną wolę. To on może działać i zwykle działa dobrowolnie, a to z kolei wiąże się z tym, że on może (i zwykle tak jest) ponosić odpowiedzialność, czy to moralną, czy prawną. Niesforną psinę możemy skarcić, ale pies nie może być zły w każdym ze znaczeń, w jakim człowiek może być zły- w szczególności w znaczeniu, w jakim np. Trynkiewicz jest złym człowiekiem; pies nie ponosi moralnej czy prawnej odpowiedzialności za pogryzienie kogoś, ale to jego właściciel jest za niego odpowiedzialny.
No jasne! A ogień jest złym ogniem, jak mnie parzy, albo pochłania mój dom, ale jest dobrym ogniem, jak smaży mi kotlety... Mnie, w tej dyskusji, w ogóle nie obdchodzi kwestia odpowiedzialności za własne czyny, choć to zapewne istotny i ciekawy aspekt. Interesują mnie, przede wszystkim, dowody na istnienie "wolnej woli" lub choćby argumenty za nią przemawiające i takich tutaj oczekuję. Jak już wspominałem powyżej, dowodu na nieistnienie czegoś przeprowadzić się nie da, więc trudno zastosować się wprost do tytułu wątku.
Zwolennicy "wolnej woli" opisują ją, jako "chcenie" niezależne od działania praw fizyki w obszarze mózgu, a jedynie od jakiejś niefizycznej, niematerialnej substancji potrafiącej te prawa unieszkodliwić, czyli złamać lub ominąć. A ja na taką interpretację się nie zgadzam. "Wolną wolę" rozumiem, jako moją, własną, nie przymuszoną przez innych ludzi. I tylko w tym sensie jest wolna. Ale nadal podlega deterministycznym prawom przyrody i jest efektem czysto fizycznych reakcji zachodzących w mózgu. I w tym sensie jest kompletnie ubezwłasnowolniona. Jeżeli wyznawcy "wolnej woli" mają właśnie taki twór na myśli, to zgadzam się z nimi, że taka "wolna" wola istnieje.

