Brehehe. A ProxyOne – znaczy, Ojciec mój – powiada, że oni, tam na Zachodzie, to całe progresywne lewactwo, chcą się rozprawić z biednym Kościołem Katolickim i tylko i wyłącznie dlatego pozwalają muzułmanom na to, na co im pozwalają, w nadziei, że czciciele Czarnego Pudła to będą ich takie – kurczę, nie wiem, jakie zwierzątko im przypisać; raptory? – więc raptory, które będzie zawsze można spuścić ze smyczy, żeby pokazać Kościółowi jego miejce w katakumbach.
No, ja nie wiem, skąd on wie; na moje to to jest doszukiwanie się sensu w bezsensie. Bo – ale tak zupełnie szczerze – przeczytałem kiedyś książkę jednego Francuza pt. Bogacze, taki zbiór felietoników o ludziach, co się dorobili w życiu fortun, niekoniecznie uczciwie – w zasadzie co drugi biogram dotyczy jakiegoś aferzysty albo nepoty – no i od tamtej pory zdaje mi się, że należałoby się bliżej przyjrzeć, ile tego Zachodu już do wyznawców Mahometa należy. Legalnie, zgodnie z prawem, jakie ono tam w tym Domu Wojny sobie jest. No, może w drodze jakiegoś niewielkiego, dyskretnego grożenia paluszkiem, co OPEC zrobi europejskiej gospodarce, jeśli sułtan Brunei tego Harrodsa w Londynie na własność nie dostanie.
Bo może być tak, że mamy do czynienia z casusem Singapuru. Singapur podczas Drugiej Światowej padł przez rozkazy dowództwa brytyjskiej armii w Indochinach, nakazujące odwrót, i odwrót, i jeszcze trochę odwrotu, i tak aż do samego miasta, w którym już bronić się nie bardzo było jak; w szczególności nie sposób było jak zabezpieczyć cywilów. Podobno ludzie płakali nad tymi rozkazami, bo chcieli się bić. Wic polegał zaś na tym, że Japończycy posłali swoich żołnierzy z marnym zaopatrzeniem i oni malutko, a wymarliby z głodu po drodze; z amunicją chyba też było nie lepiej. Tak że Brytole przegrali tam kampanię, której przegrać nie mieli prawa. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego.
Co z tego wynika? Jak dla mnie jedno z dwojga: albo szejkowie kaprys taki mają, że chcą mieć w Europie swojski klimat i swojski smród swoich poddanych, albo że OPEC czuje już, za przeproszeniem, łupki w gardle i Teslę na karku, i próbuje ukręcić jakiś bat na Europejczyków, póki jeszcze OPECowe pola naftowe są cokolwiek warte. Możliwe więc, że lepiej było przyjąć te wszystkie TTIPy i co tam jeszcze wymyślili w Usiech, żeby Europę, jak wieść niesie, wydudkać. Lepiej, oczywiście, dla szarego zjadacza chleba, który może byłby biedniejszy per capita i może musiałby zasuwać zamiast bąki zbijać na socjalu, ale za to nie miałby przed sobą perspektywy, że będzie oddychał szczelinowo, albo nawet wcale.
Dla szarego zjadacza chleba, podkreślam. Bo wiadomo przecież, że arystokrata z arystokratą dogadują się bez problemów, nawet jeśli jeden z nich nosi szmaty na głowie.
No, ja nie wiem, skąd on wie; na moje to to jest doszukiwanie się sensu w bezsensie. Bo – ale tak zupełnie szczerze – przeczytałem kiedyś książkę jednego Francuza pt. Bogacze, taki zbiór felietoników o ludziach, co się dorobili w życiu fortun, niekoniecznie uczciwie – w zasadzie co drugi biogram dotyczy jakiegoś aferzysty albo nepoty – no i od tamtej pory zdaje mi się, że należałoby się bliżej przyjrzeć, ile tego Zachodu już do wyznawców Mahometa należy. Legalnie, zgodnie z prawem, jakie ono tam w tym Domu Wojny sobie jest. No, może w drodze jakiegoś niewielkiego, dyskretnego grożenia paluszkiem, co OPEC zrobi europejskiej gospodarce, jeśli sułtan Brunei tego Harrodsa w Londynie na własność nie dostanie.
Bo może być tak, że mamy do czynienia z casusem Singapuru. Singapur podczas Drugiej Światowej padł przez rozkazy dowództwa brytyjskiej armii w Indochinach, nakazujące odwrót, i odwrót, i jeszcze trochę odwrotu, i tak aż do samego miasta, w którym już bronić się nie bardzo było jak; w szczególności nie sposób było jak zabezpieczyć cywilów. Podobno ludzie płakali nad tymi rozkazami, bo chcieli się bić. Wic polegał zaś na tym, że Japończycy posłali swoich żołnierzy z marnym zaopatrzeniem i oni malutko, a wymarliby z głodu po drodze; z amunicją chyba też było nie lepiej. Tak że Brytole przegrali tam kampanię, której przegrać nie mieli prawa. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego.
Co z tego wynika? Jak dla mnie jedno z dwojga: albo szejkowie kaprys taki mają, że chcą mieć w Europie swojski klimat i swojski smród swoich poddanych, albo że OPEC czuje już, za przeproszeniem, łupki w gardle i Teslę na karku, i próbuje ukręcić jakiś bat na Europejczyków, póki jeszcze OPECowe pola naftowe są cokolwiek warte. Możliwe więc, że lepiej było przyjąć te wszystkie TTIPy i co tam jeszcze wymyślili w Usiech, żeby Europę, jak wieść niesie, wydudkać. Lepiej, oczywiście, dla szarego zjadacza chleba, który może byłby biedniejszy per capita i może musiałby zasuwać zamiast bąki zbijać na socjalu, ale za to nie miałby przed sobą perspektywy, że będzie oddychał szczelinowo, albo nawet wcale.
Dla szarego zjadacza chleba, podkreślam. Bo wiadomo przecież, że arystokrata z arystokratą dogadują się bez problemów, nawet jeśli jeden z nich nosi szmaty na głowie.
