freeman napisał(a): Czyżbyś sądził, że muszą zaistnieć jakieś szczególne okoliczności, aby doszło do spotkania zJezusem?Zapewniam Cię, że nie.Chodzi raczej o stan człowieka.Chrystus staje na drodze zgubionego grzesznika, o szczerym i otwartym, a jednocześnie wielce utrudzonym i przygniecionym nieznośnym ciężarem sercu, które tęskni za pokojem i radością.Najwidoczniej Pan uznał, że jestem takim przypadkiem i że nadszedł właściwy czas na spotkanie z Nim.Wcześniej,pomimo regularnego chodzenia do kościoła przez 30 lat, znałem Go tylko ze słyszenia, i nie miało to większego wpływu na moje życie.Paradoksalnie, właśnie dzięki temu wiem dzisiaj, że religia nie tylko że nie jest w stanie zaspokoić człowieka, ale na domiar złego zaciemnia prawdziwy obraz Boga.Po to szatan wymyślił religie, aby człowiek sądził, że zbliża się do Boga, a w rzeczywistości się od Niego oddalał.
Łk 3
„Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”
Niektórzy ludzie opisują spotkanie z Jezusem jako drugi chrzest – Duchem Świętym i ogniem. Jeśli to przeżyją, zachowają życie ( w sensie biologicznym) mogą mówić o ogromnym szczęściu, to spotkanie powoduje, że całkowicie odrzucają dotychczasowe życie i od podstaw budują nowe. Przypadki spotkań jak u św. Faustyny to brednie i naiwna propaganda, dobre dla dzieci lub świetny temat na pracę dla psychiatry.
Dobrze opisałeś pretendenta do spotkania i cieszę się, że dodałeś świętą prawdę marksistów – „religia to opium dla ludu”.

