http://wyborcza.pl/7,75398,21344995,przy...l#BoxGWImg
No cóż, jak widać PiS nie potrzebuje opozycji, żeby się samemu zakiwać. Wystarczą do tego ich własne kadry. Chociaż zabawnie obserwuje się teraz wszelkiej maści klakierów PiSu zachwyconych tym bublem udającym przemyślaną ustawę.
Cytat:Cała historia zaczęła się w gmachu MSWiA. Dlaczego właśnie tam? Bo ustawa metropolitalna, choć sprzedawana jako projekt poselski, powstawała w gabinecie politycznym Mariusza Błaszczaka. Bez rozgłosu, z pominięciem wiceministrów, posadzono do pisania czterech urzędników, którzy mieli ponoć doświadczenie prawnicze. Ściągnęli materiały, obłożyli się przepisami, a gdy projekt wydał się im gotowy, odesłali go do klubu parlamentarnego.
W klubie dodano podpisy popierających rozwiązanie posłów PiS. Nie było wśród nich ani jednego nazwiska z Warszawy. Dlaczego? Proste. Według informacji „Wyborczej” do „zebrania” podpisów posłużyły gotowe formularze poparcia, które w wolnych chwilach wypełniają politycy partii rządzącej. Wpisują imię, nazwisko, numer legitymacji poselskiej. I gotowe. Potem nikt już nie musi biegać za posłami. Gdy potrzeba, pracownik klubu wyjmuje podpisy z szuflady i dołącza do projektów ustaw.
Machina poszła w ruch
To właśnie przytrafiło się ustawie metropolitalnej dla stolicy. Po wyjściu z MSWiA mieli się nad nią pochylić eksperci PiS, ale zarządzono przyspieszenie: „Warszawa ma iść do parlamentu w pakiecie z ustawą o metropolii śląskiej”. Oba projekty dostały więc druki sejmowe i miały znaleźć się w porządku rozpoczynającego się w środę posiedzenia Sejmu. Szkopuł w tym, że nikt w partii nie sprawdził, jak się ma projekt ustawy warszawskiej, a miał się źle. Z MSWiA wyszedł z błędami merytorycznymi, brakowało zasad finansowania i dobrego uzasadnienia. Ale machina polityczna poszła w ruch. PiS-owski projekt stał się tematem numer jeden w mediach.
I tu zaczyna się komedia omyłek. Jacek Sasin, którego partia wyznaczyła na posła wnioskodawcę, nawet nie zdążył projektu podpisać, a gdy rozpoczęła się medialna wrzawa, nie miał pojęcia, że ma o ustawie opowiadać. W tym czasie był służbowo w Brukseli. Od tego momentu są dwie wersje wypadków.
Według pierwszej wypuszczenie nieprzygotowanej ustawy było winą pracowników biura parlamentarnego PiS. – Gdy dostali przesyłkę z MSWiA, ktoś krzyknął: „Patrzcie, to ten projekt od Sasina”. Dołożyli mu podpisy poparcia, potem projekt dostał numer i czekał w blokach startowych na posiedzenie Sejmu – opowiada jeden z polityków związanych ze środowiskiem PiS.
Druga wersja jest taka, że kierownictwo klubu, a może nawet i sam prezes, kazało słać metropolię na najbliższe posiedzenie. Nie wiedząc nawet, że w ustawie są kardynalne błędy
Efekty akcji wyglądają słabo. Dlatego w partii prowadzone jest wewnętrzne śledztwo, które ma wyjaśnić, jak doszło do wpadki. Bo PiS od miesięcy szukał sposobu dobrania się do Warszawy, a teraz zapewne nie dostanie jej „sposobem na metropolię”. Politycy partii wieszczą, że projekt znajdzie się w sejmowej zamrażarce. I są rozżaleni. – Jak się przygotowuje coś takiego, to trzeba pomyśleć. A co wyszło? Nie dość, że oddaliśmy pole opozycji, która zaczęła opowiadać półprawdy, to jeszcze właśnie one przebiły się do opinii publicznej – mówi „Wyborczej” polityk PiS-u..
No cóż, jak widać PiS nie potrzebuje opozycji, żeby się samemu zakiwać. Wystarczą do tego ich własne kadry. Chociaż zabawnie obserwuje się teraz wszelkiej maści klakierów PiSu zachwyconych tym bublem udającym przemyślaną ustawę.
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.

