exeter napisał(a): (...)
I jak Ci się czytało?
Proszę o komentarz, gdyż wybrałaś jedną z najważniejszych książek mojej młodości. Czytałem Diunę jakoś w stanie wojennym, albo niedługo po nim i byłem jej lekturą głęboko poruszony. Herbert umieścił w niej wątki poświęcone relacjom między władzą i religiami - wówczas niezwykle aktualne w polskiej rzeczywistości. Ale i problemy ekologii, wpływu badań naukowych na społeczeństwa, przyszłości gatunku ludzkiego, mnóstwo, mnóstwo fascynujących zagadnień ubranych w atrakcyjne ramy powieści....sensacyjnej?
Powrót do Diuny(a właściwie do cyklu Herberta) po latach, był dla mnie rozczarowaniem. Urok nowości przeminął, fabuła jakoś się strywializowała. Kompletnym fiaskiem okazały się też próby zekranizowania, pomimo zaangażowania ogromnych środków.
Tym bardziej jestem ciekawy Twojej opinii.
Już raz zabierałem się za komentarz, ale mi zjadło. Diuna... czytałem w młodości po polsku pierwszy tom, wiadomo jak wtedy "łykało się" wszystko, co kapało z Zachodu. Nie wiem, czy dziś ponownie bym czytał po polsku, całkiem niedawno próbowałem z Władcą Pierścieni i rozjechałem się na języku. (Niestety, przekładanie języków z rodziny germańskich na języki słowiańskie IMHO nigdy nie odbędzie się bez strat treści albo nastroju.)
Natomiast już w wieku dorosłym zdobyłem cykl Diuny po niemiecku i wciągnął mnie z ogonem i kopytami. Owszem, późniejsze części czasem czytało się już z pewnym przymusem, zwłaszcza "Bóg Imperator Diuny" ledwo przebrnąłem. <auto-ciach> Ale mimo to jeden z moich ulubionych cyklów, ulubionych światów.
Ciężko opisać, jak na mnie te książki działały, ale to było coś w rodzaju wyostrzenia zmysłów, innego odbioru rzeczywistości, auto-refleksji. Pamiętam, że podobnie działały na mnie książki Jamesa Clavella, Shogun i Tai-Pan przede wszystkim. Czytało się i człowiek jakby jakichś prochów się nażarł, nawet powietrze inaczej smakowało.
Także treść, mimo upływu tylu lat, nie przestaje być na swój sposób aktualna. Często porównywana ze Star Wars, jednak wyprzedza tamto o lata świetlne i osiąga głębokość, jakiej tamten cykl nawet nie próbuje. Ciekawe, że autor nie uległ popularnemu wówczas trendowi projektowania przyszłości w oparciu o antagonizm kapitalizmu-komunizmu (tu widzę Star Trek i parę pomniejszych pozycji) koncentrując się na techno-religiach przyszłości. Przez to nadal można odnosić tamte treści do teraźniejszości, wojen religijnych i pseudo-religijnych, techniki władzy i socjologii tłumu.
Jeszcze słowo o sfilmowaniu. Stary film z Kylem McLachlanem z 1984 to okropna chała, chociaż ma też swoje dobre momenty, fajnych aktorów, niezłą muzykę, ale niestety, nie wyrabia. Pamiętam jak dziś wspólne oglądanie z kolegami brata: kto nie przeczytał książki, nie zrozumiał ani słowa. Podobne przeżycie miałem wiele lat później, nieszczęsne sfilmowanie Wiedźmina. Natomiast miniseriale milenialne Diuna i Dzieci Diuny były IMHO świetnie zrobione, łapały "ducha książek" i ten specyficzny nastrój. Szczególnie James McAvoy jako Leto Atreides II zapadł mi w pamięć.
PS: Przepraszam skakanie od porównania do porównania, ale nie potrafię tak bez kontekstu.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

