magicvortex napisał(a): To ma sens w momencie kiedy wiesz jakie są konsekwencje złamania zasady.To można odeprzeć przynajmniej na dwa sposoby.
Po pierwsze, jakieś pojęcie o konsekwencjach posiadali, w końcu jest napisane Rdz 3, 2-3: Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli». Z racji formy jest napisane zdawkowo, ale bez zbytniego naginania można założyć, że dyskusja o konsekwencjach zjedzenia Zakazanego Owocu nie ograniczyła się tylko do "nie jedzcie, bo umrzecie".
Po drugie, żeby zrozumieć konsekwencje, musieliby znać zło, ale zła nie poznają, dopóki nie zjedzą, i nie spadną na nich konsekwencje.
Co tu nie ma sensu?
magicvortex napisał(a): Jak powiesz dziecku że nie może wejść na trawnik a potem to dziecko złamie zakaz to poważne okaleczenie dzieciaka oraz wszystkich jego kolegów z przedszkola jest nieco przegięciem. W całej tej historii moim zdaniem jest bliżej zostawienia dziecka z widelcem wystającym z kontaktu i liczenie na to że w końcu kiedyś nie złapie albo nie zawadzi przypadkiem.Nieadekwatne porównanie. Wystarczy niezbyt karkołomnie założyć, że Adam i Ewa byli dosłownie homo sapiens.
magicvortex napisał(a): Poza tym Bóg mógł ukarać tylko Adama i Ewę, a tak mamy odpowiedzialność zbiorową całej ludzkości.Nie kupuję tego. Czy jeśli np. skaże się bezdzietnego człowieka na śmierć, to jednocześnie ukarałeś wszystkich jego potencjalnych potomków śmiercią? Nawet, jeśli z jakichś powodów odpowiesz, że tak, to czy uważamy karanie, które na tyle zmienia los skazanego, że nie będzie miał dzieci, albo będą one przez to też poszkodowane, za złe lub niesprawiedliwe?

