pilaster napisał(a): No proszę. Humaniści w ogóle nie odnieśli się do najważniejszej kwestii - czyli tego, że aby trafić ze skorpiona w cel latający trzeba znać dokładnie nie tylko odległość od niego, ale i jego prędkość radialną względem skorpiona. A zarówno jedno jak i drugie jest najtrudniejsze, do ustalenia, kiedy smok nadlatuje na skorpiona na wprost. Nie mówiąc już o nastawieniu psychologicznym załogi.Ostatni raz, kiedy żeniec strzelał z łuku, to wolał, by ruch celu zmuszał go tylko do korekcji położenia łuku w kierunku wertykalnym, a nie dodatkowo horyzontalnym. Jakoś nie widzę, że jest to takie oczywiste, że ruch w dodatkowej płaszczyźnie (np. po spirali) kosztem prędkości radialnej i zwiększeniu powierzchni na widzianej przez strzelca sferze zwiększa szanse trafienia.
Bez dokładnych nastaw, celowników i tabel artyleryjskich, smoka można trafić jedynie przypadkiem, "na statystykę", mając do dyspozycji kilkanaście, kilkadziesiąt skorpionów strzelających z różnych kątów i odległości. Ale trafienie przypadkowe też jest tym bardziej prawdopodobne, kiedy obrys celu jest większy, kiedy prezentuje się on "z boku', lub "od dołu", niż kiedy jest mniejszy, czyli "od czoła"
Można spróbować poczynić pewne założenia i sprawdzić, która sytuacja jest bardziej komfortowa. Dla uproszczenia sprawy można założyć, że mamy jakiś rozkład trafienia na płaszczyźnie, a nie na wycinku sfery, liczymy prawdopodobieństwo "wrażliwej powierzchni" smoka, która (przynajmniej na początek) jest prostokątem lub kołem, a parametry rozkładu zależą od prędkości radialnej i transwersalnej, oraz skila artylerzysty. Może też dołożyć, że rozkład na płaszczyźnie jest iloczynem dwóch niezależnych rozkładów na prostych (trafienie w osi OX niezależne od trafienia w osi OY) i parametry tych rozkładów zależą od skila (obydwa), i od prędkości w odpowiednich kierunkach (np. w OX od radialnej, OY od transwersalnej). Założyć wszędzie rozkłady normalne i może dałoby się coś z tego wyciągnąć, ale coś mi się wydaje, że taki model byłby podatny na ustawianie parametrów pod tezy, bo jest dużo nieliniowych zależności. Np. przy małej wariancji gęstość rozkładu jest smukła i ruszanie "wrażliwą powierzchnią" powyżej pewnej wartości ma nikłe znaczenie, niż kiedy wariancja jest duża, a rozkład się rozpłaszcza. Dalej możnaby się sprzeczać, tylko tym razem o założenia do modelu.
EDIT: Ciekawe czy pilaster po obejrzeniu 6. odcinka będzie się kłócił o to, że lepiej się rzuca włócznią w odleglejszy, mniejszy i poruszający się cel, niż bliższy, większy i stacjonarny

pilaster napisał(a): No, ale tata ziemie gryzie, Robb Stark ze Stannisem takoż gryzą, a Cersei zasiada na żelaznym tronie...Pytanie jednak pozostaje - ile z tego było jej zasługą? Cersei się udaje, bo tego wymagają scenarzyści, a nie dlatego, że ma to większy sens. Nie rozwlekając się zbytnio, Cersei siedzi na Żelaznym Tronie głównie dlatego, że wysadzenie Septu Baelora przeszło bez większych konsekwencji. I to jest główna choroba 7 sezonu, a zapowiedzi były już wcześniej. Arya postanowiła w głupocie swojej pójść na beztroską przechadzkę i dostała kilka razy kosę w brzuch i najpewniej nie żyje? Nic się nie stało, w następnym odcinku będzie śmigać ulicami Braavos.
No to kto był najbardziej cwany?
Arya zjebała każdy możliwy test dla Beztwarzowych, swoimi czynami dowodząc, że nie wyzbyła się nijak swojego pochodzenia? Nic się nie stało, a girl is no one.
Cersei wysadziła Sept? Nic się nie stało, a nawet były lennik Tyrellów, których wysadziła, przechodzi na jej stronę.
W 7 sezonie jest pod tym względem tylko gorzej. Może i się czepiam, ale dla mnie już się po prostu przegła pała goryczy

