Argumentacja przeciw tezie Twardocha faktycznie leży i kwiczy.
Ja bym się nawet dalej posunął. Czytanie jest niebezpieczne. Zwłaszcza czynione przez ludzi, nie mających ku temu żadnych predyspozycji. Czytanie wbija w butę, pozwala różnym tłumokom odnosić wrażenie, iż to, że prześlęczeli nad czymś przez wiele godzin, ma samo w sobie tą "autoteliczną wartość". Otóż nie ma. To że ktoś pilnie złożył literki wcale nie oznacza, że doznał tym samym jakiegoś mistycznego namaszczenia i spłynęła nań przedwieczna mądrość, która egzystuje gdzieś między drukiem a kartką. Liczy się jedynie to co z tej książki się wynosi, co się z niej rozumie, co się z niej pamięta, co się po niej myśli i jak się po niej myśli. Lektura ma pobudzać do aktywności, do myślenia. Czytanie to nie jest jakiś magiczny fetysz, tylko żmudne ćwiczenie. I działanie w tym wypadku nie kończy się uzyskaniem pewnej formy ciała, jakiejś mierzalnej i opisywalnej korzyści, bo zaczynając lekturę nie wiesz jak ma wyglądać efekt końcowy. I wcale nie musi on być piękny i pożądany. To nie jest jogging po parku tylko wyprawa na koniec świata. I jeżeli masz trochę szczęścia to fajnie. Będziesz ciekawy świata, dociekliwy i odniesiesz korzyść z poświęconego czasu. No a jak szczęścia nie masz, to skończysz jak Ted Kaczyński.
Ja bym się nawet dalej posunął. Czytanie jest niebezpieczne. Zwłaszcza czynione przez ludzi, nie mających ku temu żadnych predyspozycji. Czytanie wbija w butę, pozwala różnym tłumokom odnosić wrażenie, iż to, że prześlęczeli nad czymś przez wiele godzin, ma samo w sobie tą "autoteliczną wartość". Otóż nie ma. To że ktoś pilnie złożył literki wcale nie oznacza, że doznał tym samym jakiegoś mistycznego namaszczenia i spłynęła nań przedwieczna mądrość, która egzystuje gdzieś między drukiem a kartką. Liczy się jedynie to co z tej książki się wynosi, co się z niej rozumie, co się z niej pamięta, co się po niej myśli i jak się po niej myśli. Lektura ma pobudzać do aktywności, do myślenia. Czytanie to nie jest jakiś magiczny fetysz, tylko żmudne ćwiczenie. I działanie w tym wypadku nie kończy się uzyskaniem pewnej formy ciała, jakiejś mierzalnej i opisywalnej korzyści, bo zaczynając lekturę nie wiesz jak ma wyglądać efekt końcowy. I wcale nie musi on być piękny i pożądany. To nie jest jogging po parku tylko wyprawa na koniec świata. I jeżeli masz trochę szczęścia to fajnie. Będziesz ciekawy świata, dociekliwy i odniesiesz korzyść z poświęconego czasu. No a jak szczęścia nie masz, to skończysz jak Ted Kaczyński.
Sebastian Flak

