cobras napisał(a):Cytat:Więc ksiądz M. zaczął zapraszać do salki innych księży, żeby pomogli ją przytrzymać. Czasem było ich nawet kilku – być może nawet osoby świeckie, w zwykłych ubraniach. Zawsze mężczyźni. Każdy miał swój pomysł, żeby coś dodać do egzorcyzmu. Przywiązywali ją do kaloryfera, tak że waliła w niego głową, kładli się na niej i przygniatali całym ciałem, tak że nie mogła się ruszyć, miała wrażenie, że ustaje jej krążenie. Wkładali ręce pod ubranie, które zsuwało się podczas szamotaniny, tak że czasem była właściwie naga (mówili, że diabeł boi się dotyku kapłańskich rąk). Wcierali w miejsca intymne święte oleje (mówili, że piersi i pochwa to miejsca najbardziej narażone na działanie diabła). Ksiądz M. całował ją w usta (mówił, że to „pocałunek Ducha Świętego”). Inny ksiądz, kolega M., był szczególnie brutalny: łapał ją za gardło i dusił, wykręcał rękę i trzymał ją przez wiele godzin, aż zsiniała. Protestowała, błagała, żeby przestali, ale wciąż słyszała tylko, że to głos diabła.
Egzorcyzmy wydłużały się. Czasem trwały codziennie przez dziesięć godzin. Czekała tylko na moment, aż opadnie z sił, wtedy księża robili przerwę. Rozmawiali, niektórzy palili papierosy. Na głos komentowali jej ciało. „Fajne cycki, niezła dupa” – słyszała. Ksiądz M. opowiadał innym o rzeczach, które usłyszał od niej w trakcie spowiedzi.
Cholera, a ja myślałem, że seminarium i księżostwo, to nudy na pudy.
A tu taki odjazdowy hardkor.
Chyba minąłem się z powołaniem.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

