kmat napisał(a): Często tak jest. Ino notorycznie jest to zmiana jednego niewydolnego dziadostwa na drugie. Po prostu dziadowska demokracja jest niestabilna, a dziadowski autorytaryzm potrafi trwać dość długo. Zresztą działa to i w drugą stronę, ogarnięty autorytaryzm jest dużo mniej stabilny od ogarniętej demokracji, więc zwykle się demokratyzuje.
Raczej liberalizuje. Ale w zasadzie tak to powinno działać. Inna sprawa, że demokracja na poziomie samorządów jest skuteczniejsza, natomiast poziom ponadregionalny nie jest efektywny w zarządzaniu przez demokratyczne rządy. Ten poziom to czysta abstrakcja dla wyborców. I pół biedy, kiedy rząd demokratyczny jest związany ograniczeniami i prawem, których nie może złamać. Ale przecież gdy zabezpieczenia są do bani a naród chytry to koniec końców wychodzi Orbanomika. Przecież wcześniej rządzili socjaliści i co najgorsze spełniali obietnice.
Cytat:Ho ho ho
Stwierdzam fakt. Zdecydowana większość autorytarystów w tym kraju to niedorobione pindy.
Ludzie szukają tego czego im brak. A podobne przyciąga podobne. I jak tak się zastanowić to powiedz, która grupa to dorobione niepindy? Oprócz własnej ofc
Ilu ludzi bym nie poznał to z reguły można podzielić ich na trzy kluczowe grupy, plastusiów-tasiemców bez własnego zdania, zgadzajacych się z tymi z akurat ktorymi w danej chwili stoi. Ekstremistów od mhroku i zua albo siły kolektywu czy innej siły przewodniej i tych normalnych co starają się myśleć. Niestety tych ostatnich tak jakby niewielu. I z tymi ostatnimi można się nie zgadzać, ale coś konstruktywnego się z rozmów urodzi. A że ile osób tyle zdań to akceptowalnego nawet kompromisu nie idzie wypracować. A już zwłaszcza atrakcyjnego dla mas, głodnych pincet plus. Cytat:Na pewnym etapie to jest całkiem dobre. Powyżej pewnego stopnia rozwoju traci to znaczenie, równie stabilne są patenty socliberalne typu Skandynawia, czy inne, byle było duże poszanowanie praw własności, czy wolność zawierania umów. Poziom redystrybucji staje się wtedy trzeciorzędny.
Przecież jest pułap powyżej, którego większe zarobki nie zmieniają poczucia szczęścia. I o ile poziom redystrybucji staje się drugorzędny przy bogactwie pozwalającym na spokojne życie, to w fazie dorobku jest garbem premiującym największe niedojdy, bo tylko tacy realnie odczuwają transfer dochodów jako zysk. Reszta traci dochód, zyskuje inflację i w konsekwencji stwierdza, że lepsza robota na czarno albo wcale. Czyli znowu pole do popisu dla populistów i graniu na zawisci.
Sebastian Flak

