Ten akurat nie wykluczałby cię zasadniczo, po prostu musiałbyś trochę dłużej poczekać. Tak jak teraz czeka się do osiemnastu lat.
Jako egalitarystka (w miarę) wierząca w wolność, równość i odrobinę braterstwa (siostrzeństwa) nie mam ciągot do wykluczania nikogo, patrzenia z góry, oceniania człowieczeństwa czy obywatelstwa danej osoby na podstawie majątku, szeroko rozumianego dorobku, wykształcenia itd. Ci z powyższych wypowiadających się, którzy szafowali słowem menel, powinni być moim zdaniem nieco ostrożniejsi - człowiek (raczej) nie wie, gdzie skończy, życie bywa zaskakujące, a historie niektórych owych meneli jeszcze bardziej.
Jak już napisałam, nie mam ochoty niczyjego czynnego prawa wyborczego ograniczać, gdybym natomiast ochotę miała, wybrałabym zupełnie inny czynnik: malkontenctwo. Gdybym chciała ograniczyć prawo wyborcze, to ze względu na procent narzekania w ogólnych wypowiedziach. Żołądek mi się czasem przewraca, jak czytam/ słucham, jak jest źle - źli politycy, zła praca (osobom narzekającym na ciężką pracę wydaje się, że gros ludzi dostaje pieniądze za nic, a tylko oni naprawdę pracują?), złe prawo, wszystko złe, meneli menelowaci, itd.
Wykluczam z tego wykluczenia osoby przeżywające aktualnie prywatne tragedie życiowe, bo to inna sprawa - trudno wtedy być optymistą. Ale jeśli u kogoś głownie czytam/ słucham narzekanie, to sobie myślę: weź coś zrób chłopie/kobieto ze sobą, zamiast narzekać. Jeśli ktoś nie umie pozytywnego, w miarę szczęśliwego życia ułożyć sobie, dlaczego miałby głosować/ układać go innym?
Ale - jak napisałam - nie chcę nikogo wykluczać. Niech więc narzekacze sobie narzekają i głosują.
Jako egalitarystka (w miarę) wierząca w wolność, równość i odrobinę braterstwa (siostrzeństwa) nie mam ciągot do wykluczania nikogo, patrzenia z góry, oceniania człowieczeństwa czy obywatelstwa danej osoby na podstawie majątku, szeroko rozumianego dorobku, wykształcenia itd. Ci z powyższych wypowiadających się, którzy szafowali słowem menel, powinni być moim zdaniem nieco ostrożniejsi - człowiek (raczej) nie wie, gdzie skończy, życie bywa zaskakujące, a historie niektórych owych meneli jeszcze bardziej.
Jak już napisałam, nie mam ochoty niczyjego czynnego prawa wyborczego ograniczać, gdybym natomiast ochotę miała, wybrałabym zupełnie inny czynnik: malkontenctwo. Gdybym chciała ograniczyć prawo wyborcze, to ze względu na procent narzekania w ogólnych wypowiedziach. Żołądek mi się czasem przewraca, jak czytam/ słucham, jak jest źle - źli politycy, zła praca (osobom narzekającym na ciężką pracę wydaje się, że gros ludzi dostaje pieniądze za nic, a tylko oni naprawdę pracują?), złe prawo, wszystko złe, meneli menelowaci, itd.
Wykluczam z tego wykluczenia osoby przeżywające aktualnie prywatne tragedie życiowe, bo to inna sprawa - trudno wtedy być optymistą. Ale jeśli u kogoś głownie czytam/ słucham narzekanie, to sobie myślę: weź coś zrób chłopie/kobieto ze sobą, zamiast narzekać. Jeśli ktoś nie umie pozytywnego, w miarę szczęśliwego życia ułożyć sobie, dlaczego miałby głosować/ układać go innym?
Ale - jak napisałam - nie chcę nikogo wykluczać. Niech więc narzekacze sobie narzekają i głosują.
Jeśli zabraknie ci argumentów - nazwij mnie kłamczynią i napisz, że łżę.

