Inny problem mi przyszedł do łba. Czytałem kiedyś coś pod tytułem "Kurs na zderzenie" gdzie z podróżami w czasie był problem następujący:
1) W przeszłości trafiało się jakby do trójwymiarowego filmu, gdzie można było obserwować minione zdarzenia i nawet w nie ingerować, ale otaczająca rzeczywistość podróżnika w czasie nie zauważała. Ludzie mechanicznie odtwarzali zdarzenia z momentu kiedy odwiedzana przeszłość była teraźniejszością, nie zwracali uwagi na przybyszy itp.
2) W przyszłości niczego żywego nie było, tylko coraz większy rozkład im dalej w przyszłość przybysz się zapuścił.
Pomysł jak pomysł, ale pytanie chyba ciekawe: czy opuszczając teraźniejszość w innym punkcie czasowym znajdziemy inną teraźniejszość czy coś innego (choćby po prostu pustkę)? W końcu przeszłości już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma.
1) W przeszłości trafiało się jakby do trójwymiarowego filmu, gdzie można było obserwować minione zdarzenia i nawet w nie ingerować, ale otaczająca rzeczywistość podróżnika w czasie nie zauważała. Ludzie mechanicznie odtwarzali zdarzenia z momentu kiedy odwiedzana przeszłość była teraźniejszością, nie zwracali uwagi na przybyszy itp.
2) W przyszłości niczego żywego nie było, tylko coraz większy rozkład im dalej w przyszłość przybysz się zapuścił.
Pomysł jak pomysł, ale pytanie chyba ciekawe: czy opuszczając teraźniejszość w innym punkcie czasowym znajdziemy inną teraźniejszość czy coś innego (choćby po prostu pustkę)? W końcu przeszłości już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

