http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,2...manii.html
Bardzo ciekawy reportaż, polecam, bo to co wkleiłem to tylko krótki fragment. Dla takich tekstów właśnie wciąż jestem prenumeratorem GW, gdyby nie Duży Format, to pewnie już dawno bym zrezygnował.
Cytat:Parkujemy tuż za tabliczką Kłopoty Stanisławy, to wieś w gminie Siemiatycze. Stąd zaczynamy naszą ponad 300-kilometrową podróż do Ciućmanii – to w województwie kujawsko-pomorskim – w trakcie, której będziemy pytać Polki i Polaków o to, co ich śmieszy.
Parkujemy pod kościółkiem, ładny, biały, okolony takim też płotem. Przy bramie kamień: „Naród, który zabija własne dzieci, staje się narodem bez przyszłości”. Do tego słońce się kryje za chmurą, normalnie boki zrywać.
Kłopoty Stanisławy, godzina 10.05
Zamknięty z trzech stron zabudowaniami gospodarczymi placyk, ogólnie zabałaganiony. Z większych obiektów na środku przyczepa, terkoczący traktor, przy nim mężczyzna w czapce z daszkiem, wszechobecny, intensywny zapach.
– Z czego pan ostatnio się śmieje?
– Najbardziej to z naszej gospodarki rolniczej. Że jej nie ma, no.
Przyszłości nie ma. Zysku nie ma. Nic nie ma!
– A co w tym takiego śmiesznego?
– Śmiesznego to w sumie nic. Chodzi o brak opłacalności, przyszłości. To znaczy ona jest dla tych, którzy trzymają po tysiąc sztuk bydła.
Ja mam 150 krów, cielaków, opasów. To takie byczki, no. Do tego obrabiam 60 hektary ziemi, z tego się nie da przeżyć.
– Naprawdę? – się dziwię. A on się śmieje.
– No bo wie pan, zdzierają z nas pieniądze: na środki ochrony, nawozy, leczenie krów i opasów. Do tego... no co tam jeszcze jest drogie... Boże, wszystko jest drogie.
– Czyli pan się raczej smuci niż śmieje?
– Tak, z tego smutku się śmieję. A czasem to i z sąsiadów, bo śmiać się trzeba, żartować, inaczej nie ma życia, no. Z biedy nie ma co się śmiać – się śmieje.
– Z dowcipu się ostatnio uśmiałem. O sraczce. Mogę powiedzieć, ale to chyba nie do druku.
– Zaryzykuję.
– Nauczycielka pyta dzieci, czy znają jakieś leki. „Ja znam”, mówi jedno. „Syropek”. „Dobrze, a na co to jest?”. „Na gardło”. „Bardzo dobrze”. „A ja znam tabletkę z krzyżykiem”, mówi drugie. „Na co to?”. „Na ból głowy”. „Świetnie, a ty Jasiu?”. „Ja znam viagrę”. „A na co to jest?”. „Na sraczkę”. „Jak to?”. „Bo mamusia zawsze tatusiowi wieczorem mówi: zażyj łyżeczkę, to ci to gówno stwardnieje”.
Bardzo ciekawy reportaż, polecam, bo to co wkleiłem to tylko krótki fragment. Dla takich tekstów właśnie wciąż jestem prenumeratorem GW, gdyby nie Duży Format, to pewnie już dawno bym zrezygnował.
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.

