Quinque, a tak w ogóle, to wyznajesz Boga – pal diabli, czy w Niego wierzysz, ale czy Ty Jemu hołdujesz?
Bo zdajesz sobie sprawę, że my tutaj stoimy na gruncie szczerego naturalizmu, który z zasady nie zajmuje się Panem Duchem, tylko opisuje rozwój, jak on sobie człapał krok za krokiem przez stulecia. Ba, my w zasadzie gadamy jak zaprzysięgli determiniści, że skoro rozwój następował powoli, to działo się tak nie wskutek ludzkiego skurwysyństwa, ale działania nieubłaganych praw przyrody. Ba, skoro sprowadzamy wszystko do praw przyrody, a tak szczerze, to do fizyki, takiej jak ją sobie wyobrażamy z czasów przed kwantami i przed rozpadem beta, to można nas posądzać o dekadencję – bo cokolwiek czynimy, nie my czynimy, ale czyni to przez nas bezosobowa FIIIZYKA.
W przypadku szinto sprawa jest trochę łatwiejsza, bo tam ani zbawienia się nie rozpatruje, ani też nie twierdzi, że Duchy są wszechcośtam, a tylko, że doprowadzają świat do porządku i że robią to stopniowo. No i nikt tam nie zaleca profanowania cudzych świętości, bo cokolwiek by mówić o Duchach, to szinto jednak satanizmem nie jest, że profanowanie świętości (ale tylko xiańskich) stanowi powód do chluby i że w związku z tym, jeśli niczego w życiu nie profanujesz, to jesteś ciapciak i cycuś mamusi.
W przypadku wiary katolickiej jednak jest się w tym kłopocie, że Bóg faktycznie jest nieetyczny z humanistycznego punktu widzenia. Na dobitkę z takimi atrybutami mógłby od razu świat urządzić jak trzeba, bez żadnych tam dramatów, których wymaga wprawdzie opowieść mityczna – ale dalece nie relacje w realu między rozumnymi podmiotami. No więc albo naziemny personel Pana Ducha grzeszy na potęgę, albo sam Pan Duch jest nie do końca wiarygodny (i ja to obstawiam), albo też humanizm jest do luftu hurtowo i powinniśmy wszyscy wrócić do porządku sprzed Woltera, a więc między innymi do tortur i do miłosiernego duszenia przed spaleniem.
Haczyk tkwi oczywiście w tym, że maksymę wszystko badajcie, a co dobre zachowujcie należy zastosować w pierwszym rzędzie do Pisma, w drugim do ludzkich wypocin i poskładać z tego jakąś eklektyczną może, ale mimo wszystko konstrukcję, która pozwoli trwać na tym najlepszym ze światów bez popadania w zgniłą dekadencję. Ale do tego trzeba być krytycznym wobec samego Boga osobiście; trzeba umieć wadzić się z Nim i nie łykać wszystkiego, co On Ci podaje do wierzenia (a teraz pójdziesz, Abrahamie, i ofiarujesz mi Izaaka) jak głodny pelikan. I dlatego ja się Ciebie pytam, Quinque, czy Ty to potrafisz.
Bo zdajesz sobie sprawę, że my tutaj stoimy na gruncie szczerego naturalizmu, który z zasady nie zajmuje się Panem Duchem, tylko opisuje rozwój, jak on sobie człapał krok za krokiem przez stulecia. Ba, my w zasadzie gadamy jak zaprzysięgli determiniści, że skoro rozwój następował powoli, to działo się tak nie wskutek ludzkiego skurwysyństwa, ale działania nieubłaganych praw przyrody. Ba, skoro sprowadzamy wszystko do praw przyrody, a tak szczerze, to do fizyki, takiej jak ją sobie wyobrażamy z czasów przed kwantami i przed rozpadem beta, to można nas posądzać o dekadencję – bo cokolwiek czynimy, nie my czynimy, ale czyni to przez nas bezosobowa FIIIZYKA.
W przypadku szinto sprawa jest trochę łatwiejsza, bo tam ani zbawienia się nie rozpatruje, ani też nie twierdzi, że Duchy są wszechcośtam, a tylko, że doprowadzają świat do porządku i że robią to stopniowo. No i nikt tam nie zaleca profanowania cudzych świętości, bo cokolwiek by mówić o Duchach, to szinto jednak satanizmem nie jest, że profanowanie świętości (ale tylko xiańskich) stanowi powód do chluby i że w związku z tym, jeśli niczego w życiu nie profanujesz, to jesteś ciapciak i cycuś mamusi.
W przypadku wiary katolickiej jednak jest się w tym kłopocie, że Bóg faktycznie jest nieetyczny z humanistycznego punktu widzenia. Na dobitkę z takimi atrybutami mógłby od razu świat urządzić jak trzeba, bez żadnych tam dramatów, których wymaga wprawdzie opowieść mityczna – ale dalece nie relacje w realu między rozumnymi podmiotami. No więc albo naziemny personel Pana Ducha grzeszy na potęgę, albo sam Pan Duch jest nie do końca wiarygodny (i ja to obstawiam), albo też humanizm jest do luftu hurtowo i powinniśmy wszyscy wrócić do porządku sprzed Woltera, a więc między innymi do tortur i do miłosiernego duszenia przed spaleniem.
Haczyk tkwi oczywiście w tym, że maksymę wszystko badajcie, a co dobre zachowujcie należy zastosować w pierwszym rzędzie do Pisma, w drugim do ludzkich wypocin i poskładać z tego jakąś eklektyczną może, ale mimo wszystko konstrukcję, która pozwoli trwać na tym najlepszym ze światów bez popadania w zgniłą dekadencję. Ale do tego trzeba być krytycznym wobec samego Boga osobiście; trzeba umieć wadzić się z Nim i nie łykać wszystkiego, co On Ci podaje do wierzenia (a teraz pójdziesz, Abrahamie, i ofiarujesz mi Izaaka) jak głodny pelikan. I dlatego ja się Ciebie pytam, Quinque, czy Ty to potrafisz.
