E no, chwilę. Zdaje się, że słowo na R zachowuje sens wtedy, kiedy różnice między "rasami" są nieusuwalne, bo biologiczne. Choćby więc Murzyni stanęli na rzęsach, to w myśli poglądu R i tak są skazani na niższość względem Białych; owszem, nie z własnej winy, ale też zasługi nie mają tu większego znaczenia, bo gra idzie o przetrwanie w dosłownej dziczy.
Do kultur ma się to nijako, bo kultury są plastyczne i ewoluują dalece szybciej, niż ciało. Nawet więc jeśli dwie kultury są względem siebie zrazu niekompatybilne, to albo członkowie jednej aspirują do drugiej, bo tamta jest dla nich atrakcyjniejsza, albo następuje wymiana idei i kultury stapiają się w nową jakość.
Wobec tego problem nie polega na irracjonalnych uprzedzeniach, że oni się podmywają wodą z wężyka trzymanego obowiązkowo w lewej dłoni, tylko na dwóch sprawach: czy Menasowie (muzułmanie nie chcą mi w tym kontekście przejść przez klawiaturę) umieją postrzegać eurokulturę z jej dżęderami i resztą piekielnych innowacji jako atrakcyjną dla siebie i czy są zdolni utrzymać w ruchu jej wyrafinowane wynalazki typu uniwersytet czy MPO po jej zdominowaniu czy ewentualnym melanżu.
No więc, Iselin: wracając do poglądu na R, chodzi z grubsza o to, czy bariera kulturowa po ich stronie nie jest zbyt wysoka zarówno na asymilację do nas, jak i na asymilację od nas; bo jakkolwiek my rasistami z dowolnym przymiotnikiem nie jesteśmy (któż by śmiał!), to trochę tak to wygląda, jakby oni tymi rasistami jednak byli, i że byłby to "rasizm kulturowy" zbudowany na podłożu religijnym.
(Piszę: Menasowie, bo to od Middle East, North Africa – oni tak się niekiedy wywołują po Internetach, po haśle: mena.)
Do kultur ma się to nijako, bo kultury są plastyczne i ewoluują dalece szybciej, niż ciało. Nawet więc jeśli dwie kultury są względem siebie zrazu niekompatybilne, to albo członkowie jednej aspirują do drugiej, bo tamta jest dla nich atrakcyjniejsza, albo następuje wymiana idei i kultury stapiają się w nową jakość.
Wobec tego problem nie polega na irracjonalnych uprzedzeniach, że oni się podmywają wodą z wężyka trzymanego obowiązkowo w lewej dłoni, tylko na dwóch sprawach: czy Menasowie (muzułmanie nie chcą mi w tym kontekście przejść przez klawiaturę) umieją postrzegać eurokulturę z jej dżęderami i resztą piekielnych innowacji jako atrakcyjną dla siebie i czy są zdolni utrzymać w ruchu jej wyrafinowane wynalazki typu uniwersytet czy MPO po jej zdominowaniu czy ewentualnym melanżu.
No więc, Iselin: wracając do poglądu na R, chodzi z grubsza o to, czy bariera kulturowa po ich stronie nie jest zbyt wysoka zarówno na asymilację do nas, jak i na asymilację od nas; bo jakkolwiek my rasistami z dowolnym przymiotnikiem nie jesteśmy (któż by śmiał!), to trochę tak to wygląda, jakby oni tymi rasistami jednak byli, i że byłby to "rasizm kulturowy" zbudowany na podłożu religijnym.
(Piszę: Menasowie, bo to od Middle East, North Africa – oni tak się niekiedy wywołują po Internetach, po haśle: mena.)
