Jeden z najlepszych artykułów podsumowujących temat migracji. Autorką jest Polka, która pracowała w Niemczech jako nauczycielka w jednej z klas dla uchodźców. Sporo tekstu, więc nie wklejam całego; wybiórczo na zachętę parę urywków:
http://krytykapolityczna.pl/swiat/rachun...chodzcami/
I drugi ciekawy tekst, wywiad z Wolfgangiem Templinem* na temat wydarzeń w Chemnitz i rosnącej sile AfD:
http://krytykapolityczna.pl/swiat/ue/eks...g-templin/
* działacz opozycji demokratycznej w NRD i publicysta. W latach 2011-2013 roku kierował biurem Fundacji Heinricha Bölla w Warszawie.
http://krytykapolityczna.pl/swiat/rachun...chodzcami/
Cytat:W 2015 roku narracja wyglądała następująco: to wyjątkowa sytuacja humanitarna, musimy pomóc, bo tego wymaga nasza moralność, dziedzictwo chrześcijaństwa i humanizmu. Tego strumienia ludzi nie da się zatrzymać, więc musimy stanąć na wysokości zadania, musimy ratować świat. Sposobem tego ratowania było otwarcie granic. To, co w Polsce budziło przerażenie, w Niemczech było festiwalem radości. We wszystkich mediach zdjęcia radośnie uśmiechniętych ludzi witających na dworcach oszołomionych uchodźców – kwiaty, misie dla dzieci, balony. Sale gimnastyczne, świetlice, domy pomocy, nieużywane od lat budynki biurowe błyskawicznie przemieniano w domy dla azylantów. Trwała gigantyczna zbiórka ubrań, butów, środków czystości przeprowadzona wśród zwykłych obywateli. Zbieraliśmy pieniądze na pampersy, szampony, ubranka dla dzieci. Zbieraliśmy ubrania, przede wszystkim kurtki, bo szła zima. Rok 2015 to olbrzymie kolejki i koczowanie przed LAGeSo (Urzędem do spraw socjalnych i zdrowia) w Berlinie. To sprawa małego Mohameda zabitego przez niemieckiego pedofila na berlińskich ogródkach działkowych.
To gigantyczny transfer środków do szkół na tworzenie klas uczących języka niemieckiego (w samym Berlinie powstało takich klas ponad tysiąc). To poszukiwanie tysiąca nauczycieli do Willkommensklassen, czyli klas przeznaczonych dla dzieci uchodźców, to czas dokształcania zawodowego i niebywałego zarobku dla firm szkoleniowych (sama jako nowo zatrudniona nauczycielka w takich klasach odbyłam w ciągu roku około 20 szkoleń, większość była kompletnie bezwartościowa). To transfery pieniędzy dla szkół językowych oferujących kursy integracyjne. Wreszcie podniesiono docentom (w Niemczech tak nazywa się nauczycieli bez stałej umowy) zarobki do 35 euro za godzinę – latami było to niemożliwe, a tu nagle taki prezent. Uczyć mógł prawie każdy: poluzowano kryteria dopuszczania do zawodu, aktywizowano emerytowanych nauczycieli.
Rok 2015 to strumień artykułów w gazetach opowiadających koleje ucieczek z Syrii, to wypowiedzi polityków i ekonomistów pełne nadziei na ożywienie niemieckiej gospodarki, to przekonanie, że uchodźcy po krótkim przeszkoleniu znajdą pracę w niemieckim przemyśle, to przywoływanie statystyk pokazujących dobry poziom wykształcenia wśród Syryjczyków. To młodzi chłopcy w telewizji tłumaczący po angielsku, jakim szczęściem jest dotarcie do Niemiec. To rzesza nowych pracowników socjalnych (zatrudnionych oczywiście na umowy czasowe), obejmujących stanowiska w najprzeróżniejszych instytucjach pomocowych, w domach azylantów, w ośrodkach przejściowych. To ogromny biznes dla firm produkujących łóżka, materace, kontenery, to biznes dla właścicieli hosteli, którzy dostawali za noc co najmniej 37,50 euro i mieli stałe obłożenie.
[...]Lata 2015–2016 to był prawdziwy festiwal Willkommenskultur. Nowe słowa, nowe pojęcia, nowe społeczeństwo – nowe czasy i nowe wyzwania. Karnawał. Radość dzielenia się, radość z „bycia po stronie dobrych, jasnych Niemiec”, jak to powiedział prezydent, były pastor ewangelicki Joachim Gauck. Ta reszta, która się nie radowała, to ciemne Niemcy. A kto chciałby stać po stronie ciemności?
Życie płynie i zagęszcza się. Nowi mieszkańcy Berlina wyruszają grupkami oglądać miasto. Jeżdżą tak po sześciu, siedmiu, zawsze sami młodzi chłopcy. Rozglądają się niepewnie, łamanym angielskim pytają, jak dojechać do Alexanderplatz – w rękach plan komunikacji miejskiej, jakieś uśmiechy, jakieś rozmowy, są osobni, choć w grupie. Spotykam ich codziennie w metrze, czasem objaśniam zawiłości trasy, czasem tylko stoję i patrzę, jak chłopak w panice odrywa rękę od poręczy przy drzwiach metra, bo młoda dziewczyna weszła i złapała się poręczy tuż obok (może nawet dotknęła jego ręki?). Na pierwszy rzut oka widać, że to uchodźcy. Dostali już miejsce w ośrodku, jedzenie i ubrania, jeżdżą na spotkania do urzędów w mieście. Często to ludzie zniszczeni życiem i w nieokreślonym wieku. Zastanawiamy się wtedy, gdzie są ci ładni chłopcy występujący jako uchodźcy w telewizji, skoro na zajęciach w naszych grupach większość to ludzie bez zębów? Która prawda jest prawdziwsza, która bliższa średniej statystycznej? Jedziemy razem o 7 rano, ja do pracy, oni do swoich spraw.
Rok później już mniej zagubienia, mniej grupek, więcej matek z wózkami, jakaś orientacja w mieście, jakiś swój świat. Syryjczycy mają mieszkania, wszyscy im zazdroszczą. Wśród uchodźców, których uczę niemieckiego, na okrągło słyszę pełne żalu, pretensji i zazdrości głosy: „Ci to się umieli ustawić, od razu im dają azyl! Tam, skąd on jest, wcale nie było wojny! Tam, skąd ja jestem, nie znasz dnia ani godziny, zabić cię może każdy, przez przypadek, wejdziesz na targ i już… Fru i lecisz w powietrze, jak pomidory. Taka masakra! Tak jest w Iraku, a nam nie dają od razu wiz, nas sprawdzają, szukają. Czego oni szukają? Przecież im mówię, jak jest! Siedzi taki i patrzy i nic nie mówi. Boję się tych z biura, nie wiem dlaczego tak mało mówią. Słyszałem, że trzeba dać 6 tysięcy euro”. Tutaj się wtrącam: „Ile? I komu?”. „No urzędnikowi, ale trzeba wiedzieć jak. Dajesz adwokatowi, a on to już załatwia”. Legenda miejska – myślę sobie, który to już raz słyszę takie bzdury! „Niemiecki urzędnik nie bierze łapówek” – mówię. Rozstajemy się każdy ze swoją opinią, nasze drogi się już nie skrzyżują. Anonimowy człowiek z Bagdadu, kolejna rozmowa bez znaczenia i kolejna taka sama historia ucieczki – myślę rozzłoszczona tą rozmową. Trzy lata później przeczytam, że to on miał rację.
Moja koleżanka z pracy, starsza, elegancka pani w białych spodniach i pięknej granatowej bluzce, przychodzi rano i mówi mi na korytarzu: „Merkel musi odejść, ja nie mogę patrzeć na to, co się dzieje. Moje mieszkanie jest już nic nie warte, sami migranci wkoło, idę wczoraj z psem na spacer, a mieszkam koło urzędu, gdzie oni koczują całą dobę, moje maleństwo biegnie, a ja widzę, jak jakiś chłopak z tej kolejki wychodzi i kopie mojego psa. Biegnę i krzyczę na niego, a on się śmieje, kolejka się śmieje, a moja psinka piszczy ze strachu. Płakałam całą drogę do domu. Oni nienawidzą psów! Nieczyste są… czy coś takiego”. Mówi tak głośno, że zza biurek wychodzą inne osoby, słuchają i w milczeniu wracają do pracy.
Sprawą tego psa żyliśmy parę dni. Koleżanka wybrała AfD, nie ukrywa tego i nie widzi powodu, by się tego wstydzić. „Zbudowaliśmy taki piękny kraj, a teraz go niszczymy”. To jej słowa, zapadły mi w pamięć, bo bardzo ją lubiłam, była mi niezwykle życzliwa i pomocna w każdej zawodowej sytuacji. W historię z psem uwierzyłam od razu, tysiące razy słyszałam wśród moich uczniów dyskusje o tym, jak obrzydliwe są zwierzęta domowe i że Europejczycy zamiast dzieci mają koty i psy. Nowi uchodźcy pytają mnie, czy to prawda, że Niemcy jedzą z psami z jednego talerza? Czy śpią z psami w jednym łóżku?
Jesień 2015 to także strumień rozmów, których echo słyszę do dziś. Koleżanka z Berlina dziwi się, że mamy tak znakomity poziom techniki, a nie chcemy zbudować mostu przez Morze Śródziemne, by ci ludzie nie ginęli na pontonach. Inna pełna oburzenia krzyczy, że Niemcy powinni wysłać autobusy do Turcji, po co cały ten marsz przez Europę, jak można tę drogę po prostu przejechać? Kolejna mówi, że nam się nie spodoba to, co powie. Oczywiście jesteśmy tym bardziej zaciekawieni. Jest tuż po zamachach w Paryżu, a ona mówi, że w Niemczech się to nie zdarzy, bo myśmy wymordowali Żydów. Słucham i czuję, jak ta logika mnie obezwładnia: „Naprawdę sądzisz, że w Niemczech zamachów nie będzie dlatego, że Arabowie uważają Niemców za sojuszników przeciw Żydom?”. Koleżanka nie odpowiada. Parę miesięcy potem dochodzi do zamachu w Berlinie i jest już jasne, że Niemcy nie mogą czuć się bezpieczni dlatego, że zabili Żydów.
[...]W lipcu 2015 roku AfD ma w efekcie podziału w partii poparcie w okolicach 3%. Partia powstała zaledwie dwa lata wcześniej. Zaczęła wynikiem 4,7 % w wyborach do Bundestagu, czyli nie przekroczyła progu wyborczego. W 2014 roku w wyborach europejskich dostaje 7%. Otwarcie granic nastąpiło we wrześniu 2015 roku, a już w marcu 2016 roku we wschodnim landzie Saksonia-Anhalt AfD uzyskuje 24,3%, w zachodnich landach Badenii-Wirtembergii 15,1%, a w Nadrenii-Palatynacie 12,6%. W wyborach do Bundestagu w 2017 roku AfD uzyskała 12,6%. W ostatnich sondażach dostaje już 17% i w wielu regionach jest już drugą siłą polityczną, degradując bezlitośnie socjaldemokrację.
AfD niemal cały swój kapitał polityczny buduje na uchodźcach. Przez trzy lata żadna z głównych partii politycznych nie pozwalała sobie na wysłuchanie obaw społecznych. Przecież obawa równa się nietolerancja, równa się ciemne Niemcy, rasizm, nazizm. Co ciekawe, jednocześnie w siłę rośnie także partia Zielonych, która w sprawie uchodźców stoi na przeciwległym końcu politycznego spektrum i jest całkowicie za kontynuowaniem polityki otwartości. Te dwie przeciwstawne wizje oddają skalę podziałów społecznych i nakreślają linie debaty. Zieloni bazują na polityce szantażu emocjonalnego, a cały ich przekaz utkany jest na przesłaniu moralnościowym. AfD cały przekaz buduje z kolei na retoryce obrony wartości niemieckich, poczuciu zagrożenia, utraty tożsamości. Obie opcje nie mają realnych propozycji, jak uporządkować ustawodawstwo, przygotować system na stałą obecność migracji w Europie.
I drugi ciekawy tekst, wywiad z Wolfgangiem Templinem* na temat wydarzeń w Chemnitz i rosnącej sile AfD:
http://krytykapolityczna.pl/swiat/ue/eks...g-templin/
* działacz opozycji demokratycznej w NRD i publicysta. W latach 2011-2013 roku kierował biurem Fundacji Heinricha Bölla w Warszawie.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.
Nietzsche
Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Polska trwa i trwa mać

