ZaKotem napisał(a): albo można "nie wiem o ci chodzi z tą wiarą, chyba coś ze mną nie tak, o Boże, spraw, żebym wiedział o co chodzi z tą wiarą" i to jest ateizm... neurotycznyO to to to!

Miotam się, eksperymentując różnie, o co może chodzić z tą całą wiarą. Czy to jest jakieś udawanie? Samo-oszukiwanie się? A może jest to uważanie, że się wie? Czy osoba prawdziwie wierząca powie: "No wiesz, to kwestia wiary, ja tam akurat tak jakoś dziwnie mam, że wierze w Boga. Przynajmniej w dni parzyste.". Czy to jest prawdziwa wiara? Czy też może ktoś prawdziwie wierzący będzie twierdził, że wie? "Bóg istnieje. Koniec, kropka."?
ZaKotem napisał(a): To jest raczej ateistą, bo my właśnie nie wiemy o co chodzi z tą wiarą.Co co co co co?
Ja ateuchem? Mła?
Przecież może być własnie tak, że ja wierzę ale nie wiem, że wierzę, bo nie rozumiem co to znaczy wierzyć.
Ja ateistą?! Oj nie, mowy nie ma. W ten sposób negowałbym, że jest we mnie coś, co jakby wierzy w Boga, takie coś wyobrażeniowo-uczuciowe. Mam w sobie te energie jakby wierzące, mam w sobie sposoby emocjonalno-myślowe postrzegania w kategoriach istnienia Boga. Po prostu mam do nich dystans.
Źle bym się czuł, gdybym miał określać siebie jako ateista. Niedobrze mi na myśl o tym, sorry. Już lepiej gdybym miał się określać jako teista, choć wtedy też jest może lekki dysonans i poczucie jakiejś nieuczciwości. Przy agnostyku zresztą również. Ech...
Może jest ze mną trochę tak jak w powiedzeniu Anthony'ego de Mello: "Gdy masz jeden zegarek, wiesz która jest godzina. Gdy masz dwa zegarki, nigdy nie jesteś pewien."
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy

