Lubię zwierzęta, dlatego uważam, że należy je zabijać. Jeśli ktoś powyższe zdanie uważa za absurdalne, to niech się zastanowi, jakie są alternatywy. Bo są dwie: 1. "Lubię zwierzęta, więc uważam, że nie powinno ich być"; i 2. "Lubię zwierzęta, więc uważam, że powinny zdychać z głodu". W świecie zwierząt, pomijając naprawdę nieliczne wyjątki, nie ma nic takiego jak "śmierć ze starości". A nawet jak się zdarza - chociaż na pewno nie wśród gatunków "konsumpcyjnych" - to co w niej takiego fajnego? Śmierć jest częścią życia i jedynym sposobem na wyeliminowanie śmierci zwierząt jest wyeliminowanie samych zwierząt.
Natomiast owszem, popieram różne ruchy praw zwierząt, jeśli tylko nie obejmują one prawa do życia, które jest czymś nienaturalnym. Naturalnym jest natomiast to aby zwierzę, dopóki żyje, mogło zaspokajać swoje naturalne potrzeby. Dlatego jestem przeciwny przemysłowej hodowli zwierząt w jakichś zasranych klatkach, ale nie widzę związku między tym a weganizmem. Niewolnictwo ludzi nie zostało zlikwidowane dlatego, że ludzie zrezygnowali z bawełny, tytoniu i cukru. To tak nie działa. Zostało zlikwidowane dlatego, że zostało zabronione. Przemysłowej hodowli również można zabronić i nie trzeba być wegenazistą, żeby zwalczać tę gałąź gospodarki. Rzecz jasna, zwiększy to ceny mięsa, ale byłoby to do zaakceptowania przez większość narodu, gdyby to propagandowo rozegrać, pokazując wciąż natrętnie szczęśliwe krówki i kurki na pastwiskach w porównaniu do tych w fabrykach mięsa. Niestety każda próba choćby rozmowy o tym jest z miejsca torpedowana przez wegenazistów właśnie, którzy od razu wtykają swoją antynaturalną ideologię i ośmieszają pomysł.
Inne rozwiązanie problemu cierpienia zwierząt leży w technice. Sądzę, że dozyję czasów, kiedy będzie można zjeść kotleta z mięsa syntetycznego, powstałego bez udziału zwierząt, z hodowli bezmózgiej tkanki. To znaczy, już można, jeśli ktoś jest w stanie zapłacić kilkaset złotych. Ale przecież każdy nowy wynalazek na początku był tylko szpanem dla bogatych - od tego są bogaci, żeby kreować modę i tym samym potaniać towar, który wchodzi do masowej produkcji. Trzeba więc popierać rozwój syntetycznej żywności, popularyzować GMO, konserwanty i wszystko na E, kupować produkty niezawierające naturalnych składników. Czy to właśnie robią zamożni wegemasoni? No jakoś nie. Oni wręcz fanatycznie wspierają lobby rolnicze, które robi wszystko, aby zahamować rozwój syntetyków.
Natomiast owszem, popieram różne ruchy praw zwierząt, jeśli tylko nie obejmują one prawa do życia, które jest czymś nienaturalnym. Naturalnym jest natomiast to aby zwierzę, dopóki żyje, mogło zaspokajać swoje naturalne potrzeby. Dlatego jestem przeciwny przemysłowej hodowli zwierząt w jakichś zasranych klatkach, ale nie widzę związku między tym a weganizmem. Niewolnictwo ludzi nie zostało zlikwidowane dlatego, że ludzie zrezygnowali z bawełny, tytoniu i cukru. To tak nie działa. Zostało zlikwidowane dlatego, że zostało zabronione. Przemysłowej hodowli również można zabronić i nie trzeba być wegenazistą, żeby zwalczać tę gałąź gospodarki. Rzecz jasna, zwiększy to ceny mięsa, ale byłoby to do zaakceptowania przez większość narodu, gdyby to propagandowo rozegrać, pokazując wciąż natrętnie szczęśliwe krówki i kurki na pastwiskach w porównaniu do tych w fabrykach mięsa. Niestety każda próba choćby rozmowy o tym jest z miejsca torpedowana przez wegenazistów właśnie, którzy od razu wtykają swoją antynaturalną ideologię i ośmieszają pomysł.
Inne rozwiązanie problemu cierpienia zwierząt leży w technice. Sądzę, że dozyję czasów, kiedy będzie można zjeść kotleta z mięsa syntetycznego, powstałego bez udziału zwierząt, z hodowli bezmózgiej tkanki. To znaczy, już można, jeśli ktoś jest w stanie zapłacić kilkaset złotych. Ale przecież każdy nowy wynalazek na początku był tylko szpanem dla bogatych - od tego są bogaci, żeby kreować modę i tym samym potaniać towar, który wchodzi do masowej produkcji. Trzeba więc popierać rozwój syntetycznej żywności, popularyzować GMO, konserwanty i wszystko na E, kupować produkty niezawierające naturalnych składników. Czy to właśnie robią zamożni wegemasoni? No jakoś nie. Oni wręcz fanatycznie wspierają lobby rolnicze, które robi wszystko, aby zahamować rozwój syntetyków.

