Stoik napisał(a): Etyczny ekwiwalent zagłady Żydów w polskich obozach koncentracyjnych dałoby się osiągnąć już w trzy lata, przy założeniu, że ubicie krówki czy innej świnki jest w ☆0,001% takim złem co zabicie człowieka. Odsetek absurdalnie wysoki, którego tylko zoofil mógłby bronić, ale tak właśnie dyskutuje lewactwo - emocje i zilch racjonalnych argumentów. ☆Bo 0,001%*(200*10^9)=2,000,000=6,000,000/3
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w nowoczesnej nauce wszystko się mierzy i waży, i ma to swoje zalety. Problem występuje wtedy, gdy nie mamy narzędzi do zmierzenia jakiejś wartości, a intuicyjnie czujemy, że przydałoby się, bo bez matematycznego potraktowania sprawy jesteśmy jakoś głupsi. Może i jesteśmy, ale to nie usprawiedliwia wyciągania liczb z dupy tylko dlatego, żeby jakieś były.
Pierwszy problem z mierzalną etyką jest taki, czy w ogóle ma sens dodawania cierpienia jednej istoty do cierpienia drugiej. Utylitaryści zakładają, że tak, ale dla mnie to przeciwintuicyjne. Czy jeśli jeden człowiek jest łamany kołem, a stu innych się z tego niesamowicie cieszy i dopinguje kata, to czy bilans moralny takiej sytuacji jest lepszy od takiej, w którym stu jeden ludzi się trochę nudzi?
Nawet przy dziwacznym założeniu, że tak można, pozostaje problem jednostki miary. Jak w zasadzie zmierzyć poziom cierpienia, tak żeby jakoś to sprowadzić do jednostek SI? Najbliższe sensowności byłoby chyba uznanie poziomu kortyzolu w różnych organizmach, ale to chyba dotyczy tylko tych podobnych do ludzi, może inne mają odmienny mechanizm stresu. No ale to jest przynajmniej coś, co można zmierzyć w przypadku większości zwierząt "konsumpcyjnych".
Cierpienie jest jednak częścią natury i nie można powiedzieć, że każde cierpienie jest złem samo w sobie. Bez niego zwierzęta (ludzie także) nie mogłyby się uczyć unikać jakichś zachowań i tym samym być inteligentne. Złem jest zwiększanie poziomu cierpienia jakiejś istoty ponad normalny poziom, jaki występowałby bez ingerencji istoty moralnej, czyli człowieka.
Czyli proponuję:
- zmierzyć średni poziom kortyzolu w ciągu całego życia przeciętnego dzika (do przeciętnej włączamy też większość warchlaczków poległych w pierwszych tygodniach życia) od narodzin do naturalnej śmierci (w przypadku dzika naturalną śmiercią jest śmierć przez pożarcie przez wilka, w przypadku braku wilków w okolicy jest to śmierć głodowa),
- następnie zmierzyć średni poziom kortyzolu w ciągu całego życia przeciętnej świni hodowlanej, też od narodzin do śmierci w rzeźni
I porównać. Jeśli to drugie wyjdzie wyższe, a to prawdopodobne, to różnica między 2 a 1 będzie mierzalną wartością zła hodowli jednej świni. Całego procesu hodowli, nie zabijania, bo zabijanie samo w sobie niczym złym nie jest, jako że nie ma nikogo, kto jest pokrzywdzony przez bycie zabitym. Dla porównania można też podobnie zmierzyć zło świni hodowanej i zabijanej w warunkach "tradycyjnych" i coś mi mówi, że wyjdzie to zło ujemne.
E.T. napisał(a): Za wege-dietą przemawia jeszcze coś. Polecam poczytać: https://pl-pl.facebook.com/neuropa/photo...854662388/
No właśnie nie przemawia. Z tego, że żywność bezmięsna byłaby tańsza niż mięsna (wielkie mi odkrycie) wynika tylko tyle, że gdyby wszyscy ludzie byli weganami, mogłoby się ich zmieścić na Ziemi więcej. Nie wiem, czemu to ma być argument za.

