Dragula napisał(a): Jest jeszcze kwestia tego, że gdybyśmy nie jedli kurczaków, to prawdopodobnie poza nielicznymi pasjonatami nie hodowalibyśmy ich, a one wymarłyby pozagryzane przez nasze koty, szczury i tę garstkę drapieżników która jeszcze czasami hasa w pobliżu ludzkich siedlisk. Niemniej mięsa ze ssaka zeżreć nie potrafię
Chociaż jestem carnivorem, to argument powyższy jest jednak od czapy. Nasze kurki domowe mają tyle wspólnego z dzikimi kurami, co świnie z dzikami, psy z wilkami i tak dalej. To, że dla uzyskania optymalnych rezultatów przehodowaliśmy gatunki pod względem użytkowości sprawia, że nasza nioska by w warunkach naturalnych pewnie nie przetrwała, nawet gdyby żadne drapieżniki jej nie zagryzły, po prostu od ciągłego znoszenia jajek bez odpowiedniej paszy by jej za przeproszeniem dupę rozwaliło, a dodatkowo by zdechła z odwapnienia. Podobnie krowa mleczna, być może, nie wiem czy wymiona mogą pękać, ale zapewne przyjemne dla nich by nie było, gdyby nie były dojone regularnie.
Rodica napisał(a): Czego nie rozumiesz? Przy produkcji mleka powstaje produkt uboczny w postaci mięsa.
Krowy trzeba zapładniać, żeby dawały mleko a one rodzą krówki i byczki. Krowa po kilku cyklach jest wyeksploatowana i nie przechodzi na emeryturę tylko idzie do rzeźni. A byki nadają się tylko na mięso.
Byków się (raczej) na mięso nie przerabia, za dużo testosteronu. A z krów mlecznych to się robi mięso najgorszej jakości, najczęściej od razu jako mielone. Mięso krowie, czyli wołowina, powinna być (jak nazwa wskazuje) produkowana z wołów*, ewentualnie krów mięsnych, najczęściej jest to jednak w naszym rejonie cielęcina.
*mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć różnicy między wołem a bykiem.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

