neuroza napisał(a):O to właśnie chodzi. Wtedy z obu stron będziesz wygrany. Załóżmy że kompulsywnie zajadam słodycze, ale jednocześnie wykształciłem sobie moralność "postu" tak silną, że potrzeba postu również jest kompulsywna. W takim wypadkuZaKotem napisał(a): Wykształć sobie kompulsywne lgnięcie do przeciwstawiania się natręctwom. Wtedy cokolwiek zrobisz, będzie zgodne i z twoim sumieniem, i z naturą.Jakim konkretnie natręctwom? Jak odróżnić natręctwa od nie-natręctw? Pytam poważnie, bo sam się często na chwilę stopuję, by ustalić, czy to co chcę zrobić (na przykład teraz odpowiedzieć na Twojego posta), jest kompulsywne, czy też nie. I takie zatrzymywanie się na chwilę, to może być kolejne, już meta-natręctwo
- jeśli zjem ciastko, to jednocześnie podążam za swoim instynktem jedzenia ciastek, ale zwalczam swoją obsesyjną potrzebę ascezy
- jeśli nie zjadam ciastka, wtedy zwalczam potrzebę słodyczy, ale podążam za potrzebą postu, żebym się poczuł lepszy moralnie.
W każdym przypadku, cokolwiek bym nie robił, jednocześnie jestem kompulsywny i antykompulsywny, zachowuję się instynktownie i powtrzymuję się od czegoś.
W twoim przypadku siedzenie okrakiem na palisadzie między religią a ateizmem wydaje się doskonałym wyborem. Jak według kryterium religijnego nagrzeszysz, to powiesz swemu wewnętrznemu kontrolerowi jakości, że to twój sposób na powstrzymanie się od obsesji religijnej. A jak nie wytrzymasz i się pomodlisz - czego ateiście wszak nie wypada - to wytłumaczysz to swojemu wewnętrznemu ciasteczkowemu potworowi, że to taka twoja hedonistyczna zachcianka.


