Biologię owszem, można podnosić do kultury, aliści trza znać w tym wymiarze granice, stawiać sobie jakieś limity, bo inaczej, w warunkach szalejącego postępu, ale technologicznego, ugrzęźnie człowiek w polityce, czyli w mnożeniu sobie organów gwoli sprostania modowym trendom. Że np. będą modni ludzie-kupcy, czyli istne wzgórza dyszącego mięsa, jak ich Lem opisuje w podróży Tichego na Dychtonię. Tamże opisuje on praktykę konanizacji, polegającej na wielokrotnym przeżywaniu własnej śmierci, gwoli nieziemskiej rozkoszy. Czy aby o takiego rodzaju tryumfy kultury nad biologią nam chodzi?
A skoro smakuje, nie Niemcowi wprawdzie, a Chińczykowi, to Chińczyk, owszem, odgłos wydaje, ale paszczowo. Tzn. nie wiem; może i to są bąki, ale oddawanie bąków paszczowo świadczy raczej o ciężkiej chorobie, terminalnej wręcz.
A skoro smakuje, nie Niemcowi wprawdzie, a Chińczykowi, to Chińczyk, owszem, odgłos wydaje, ale paszczowo. Tzn. nie wiem; może i to są bąki, ale oddawanie bąków paszczowo świadczy raczej o ciężkiej chorobie, terminalnej wręcz.
