matsuka napisał(a): Bo bez wątpienia ktoś, kto poświęca swoje życie dla idei - staje się nieśmiertelny wraz z tą ideą. Staje się czymś więcej niż to krótkie życie i przekracza próg zwierzęcości. A może nawet człowieczeństwa, zależy jak je zdefiniujemy.
Przejście na wegetarianizm jest więc wejściem w nieśmiertelność. Wymuszona się nie uda. Musi wynikać z potrzeby serca, a to można pobudzić np. oglądając filmy z rzeźni (brutalna pobudka).
Ludzie zwykle robią to, co od nich społeczeństwo oczekuje - mogą rzucić raz do roku na Owsiaka i mieć poczucie, że mają dobre serca, ale to jest właśnie to, czego społeczeństwo oczekuje i nie ma to nic wspólnego z dobrocią serca.
Stanąć wbrew społecznym normom w obronie niewinnych, cierpiących zwierząt - to zupełnie inny gatunek literacki. Dla jednym science-fiction dla innych piękna codzienność.
Chyba po raz pierwszy jestem zmuszona aż tak bardzo się nie zgodzić z matsuką.
Masz rację, że poświęcanie się dla idei jest piękne, godne podziwu i naśladowania, ale pod jednym warunku - że idealista nie podcina gałęzi, na której siedzi.
Wegetarianizm/weganizm ideologiczny (bo tylko o takim mowa) wypływa z filozofii zwróconej przeciwko antropocentryzmowi, a tym samym przeciwko Bogu.
Bóg dał człowiekowi Ziemię i wszelkie stworzenie tego świata we władanie, tak aby służyły człowiekowi. Jeśli człowiek, kierując się nie własnym interesem, a ideologią, sam się zaczyna zabawiać w Boga, rozszerzając pojęcie człowieka na nieludzi, zaciska sobie tym samym pętle na własnej szyi.
Dla dobra zwierząt, jak i całego świata przyrody, najlepiej będzie, jak ludzie w ogóle znikną, z racjonalnego punktu widzenia. Jest takie hasło głoszone przez antynatalistycznych mizantropów o ekologicznych zapędach: Save the Planet, Kill Yourself
Niestety, matsuko, Twój postulat jest wymierzony w porządek ustalony przez Stwórcę, który człowieka uczynił na tym świecie istotą wyjątkową. Jeśli to się zmieni, jeśli zniknie w nas ten zdrowy szownizm gatunkowy, to czeka nas nieuchronna zagłada.
