Adam i Ewa nie chorowali, nie musieli pracować, żeby zdobywać pożywienie, a podobno także – tak przynajmniej twierdzi ks. Kazimierz w swoim tekście „Jaka była ludzka egzystencja przed grzechem?” zamieszczonym na www.katolik.pl – panować nad naturą niczym czarodzieje posługujący się zaklęciami. Ciekaw jestem czym się zasłużyli, że Bóg im dał takie możliwości, a ich rodzicom, dziadkom, pradziadkom i kuzynom nie. No i jak ci wszyscy ludzie-nie-ludzie traktowali tych nie chorujących nierobów – jak bogów czy jak obcych?
Póki chrześcijańscy apologeci używają wyrażeń ogólnych (które trzeba dopiero przetłumaczyć z polskiego na polski, żeby znaczyły coś, do czego można się odnieść), to ich koncepcja religijna na pierwszy rzut oka wygląda sensownie, może nawet i niesprzecznie z nauką, zdrowym rozsądkiem, naszym rozumieniem pewnych pojęć, na przykład sprawiedliwości (chociaż dla wielu od razu „coś tu nie gra”). Ale gdy nazwie się rzeczy po imieniu, wali to się jak domek z kart.
Dlaczego tak się uczepiłem tego (G)rzechu (P)ierworodnego? Bo to jeden z fundamentów teologii chrześcijańskiej. Jeśli nie było Adama i Ewy – nie było GP. Jeśli nie było GP – traci sens ofiarnicza śmierć Jezusa.
Oczywiście wielu (może nawet większość, chociaż wcale tego pewny nie jestem) biblijną opowieść o GP traktuje alegorycznie. Jednak i tu padają konkrety (Adam i Ewa istnieli naprawdę, wszyscy ludzie pochodzą od nich), które można rozpatrywać w kontekście na przykład Teorii Ewolucji. Można także zastanowić się nad zasadnością alegorycznej interpretacji oraz zasadnością konkretnych interpretacji. Przede wszystkim zaś nad zasadnością traktowania Biblii jako środka, jakim Bóg chce podobno nam o sobie mówić. Ale o tym będzie w innym wątku.
Póki chrześcijańscy apologeci używają wyrażeń ogólnych (które trzeba dopiero przetłumaczyć z polskiego na polski, żeby znaczyły coś, do czego można się odnieść), to ich koncepcja religijna na pierwszy rzut oka wygląda sensownie, może nawet i niesprzecznie z nauką, zdrowym rozsądkiem, naszym rozumieniem pewnych pojęć, na przykład sprawiedliwości (chociaż dla wielu od razu „coś tu nie gra”). Ale gdy nazwie się rzeczy po imieniu, wali to się jak domek z kart.
Dlaczego tak się uczepiłem tego (G)rzechu (P)ierworodnego? Bo to jeden z fundamentów teologii chrześcijańskiej. Jeśli nie było Adama i Ewy – nie było GP. Jeśli nie było GP – traci sens ofiarnicza śmierć Jezusa.
Oczywiście wielu (może nawet większość, chociaż wcale tego pewny nie jestem) biblijną opowieść o GP traktuje alegorycznie. Jednak i tu padają konkrety (Adam i Ewa istnieli naprawdę, wszyscy ludzie pochodzą od nich), które można rozpatrywać w kontekście na przykład Teorii Ewolucji. Można także zastanowić się nad zasadnością alegorycznej interpretacji oraz zasadnością konkretnych interpretacji. Przede wszystkim zaś nad zasadnością traktowania Biblii jako środka, jakim Bóg chce podobno nam o sobie mówić. Ale o tym będzie w innym wątku.

