Cytat:Wolno nam zrobić wszystko, tylko co to ma do rzeczywistości?
No właśnie chyba nic, albo chyba coś.
Ciężko. Jeżeli kiedyś by się dopełniła twoja racja do końca (bo dobrą połowę jej to masz jak nic) to ja automatycznie przekształcam moje poglądy na całkowity brak boga i dusza tylko istnienie. Wiesz Sofeicz, ja bym mógł odrzucić potem nawet duszę, ale ciągle ciężko mi pojąć, że skoro sam jestem je*aną częścią tego wszechświata, a on być może potrafi odradzać się w nieskońćzoność to jakaś rypana szansa na to, że moja świadomość też się powtórzy jednak jest, bo jestem małą jak cholera jego częścią, nosz.. jestem nim, jakby nie patrzeć, jestem materią, jestem nim.
Niby potrafię uchwycić qualię dotyczącą jednorazowej świadomości na zawsze, ale po ośmiu sekundach odkopuję inną qualię, związaną ze sferą w mózgu o nazwie ''metafizyka''. I teraz obczaj to: porównuje sobie szybko obie te qualie i ani jedna ani druga lepsza nie jest, bo obie są dobre i mocne. Teraz jako że mamy 21 wiek to mam zanurzyć się w stosie książek jakichś nie mało mądrych filozofów, którzy nie lubią tworzyć w mózgu bytów metafizycznych i najrozmaitszych fantazji pozamaterialnych? A może ja nie chcę skręcać - przecież nie mam dowodu na to, że olanie metafizyki to dobry początek nauki o prawdzie - chuj to wie - przecież metafizyka, która jest (może) fantazją może być tak samo do cholerki dobrym początkiem nauki o prawdzie.
Ja dość dobrej (choć nie spektakularnej) jakości rozwiązanie widzę takie:
Skoro tak ładnie nam idzie badanie mózgu - który nie jest fantazją, to zacznijmy kuźwa tak samo intensywnie i z tym jebanym zapałem do wiedzy uczyć się, pocić i szanować naukę o badaniu fałszu w bytach metafizycznych w mózgu.
Jest tylko jeden problem:
Jeżeli dusza rzeczywiście istnieje to nie jesteśmy mózgami, tylko tymi duszami - a móżg jest tutaj tylko dobrym narzędziem do odkodowywania rzeczywistości materialnej z którą dusza sobie nie radzi, a nie radzi sobie dlatego, że do jej zadań nie należy materia tylko metafizyka, więc póki żyjesz, robisz to co cielesne, jak stracisz cielesność to dusza może się wreszcie sobą popisać. Chodzi za tobą ta dusza całe twoje życie, ale zasłonięta ciałem - ciało (móżg) pogłębia wiedzę, siedząc na materialnej ławce, o magii mózgu, który chamsko, niepotrzebnie fantazjuje w jakiejś metafizyce, a dusza chamsko stoi za mózgiem i się uśmiecha jak ten biedak traci czas. Gdy już niemłody mózg zacznie się orientować o tym, że cały czas był duszą, a jego znaczeniem na Ziemi było tylko operowanie reakcjami zachodzącymi w ciele, które mają grunt sensu przed narodzinami i po śmierci, wyostrzając zmysły i wprowadzając pomału mózg na drogę widzenia bytów spoza niego - to jest moment kiedy żegnamy się z narzędziem mózg i potrzebujemy go już tylko do radzenia sobie w świecie.
Może być też na odwrót i to mózg stoi za duszą i się uśmiecha.
Otwiera się tutaj zagadka świadomości.
W mojej opinii jeżeli coś się dzieje, coś ma miejsce to nawet jeśli człowiek odbiera to 'dzianie się' w najlichszy sposób to jednak trwa w istnieniu - coś jest, pustki nie ma - są literki na forum i klawisze na klawiaturze - coś jest grane, nie ma pustki całkowitej. Jeżeli jestem uczestnikiem odbierania trwania w rzeczywistości, której nie znam to szukam prawdy o mojej świadomości, a nie dowodu na nieistnienie przedłuzenia świadomości po śmierci.
Nie wiadomo jak jest, my sobie tylko wybieramy z jakiejś (niestety według mnie lichej jakości) przyczyny jedno albo drugie.
Tak pisząc, bez wzniosłego pierniczenia.

