No dobra, bo już to przekomarzanie pilastra zmęczyło. Dyskusja z Vanatem, który co rusz domaga się prac naukowych potwierdzających że Księżyc krąży wokół Ziemi bywa czasami zabawna, ale w końcu jednak męczy. Zatem czysto merytorycznie:
1 Dlaczego efekt cieplarniany na Marsie jest bardzo bliski zera, skoro dwutlenku węgla w atmosferze marsjańskiej jest prawie trzydzieści razy więcej niż w ziemskiej
Jest już chyba dla wszystkich oczywiste, że klimatyści nie tylko nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć, ale w ogóle nie rozumieją o co w nim chodzi.
Z poprzednich wpisów, wiemy, że efekt cieplarniany mierzy się nie, jak to podają klimatyści, wzrostem temperatury, nie wymuszeniem radiacyjnym, czyli wzrostem strumienia promieniowania, tylko liczbą warstw cieplarnianych w atmosferze planetarnej, współczynnikiem zwanym też grubością optyczną atmosfery, która nazwaliśmy n
Ten współczynnik ma dodatkowo tą cenną zaletę, że liniowo zależy od ilości danego gazu cieplarnianego w atmosferze. Dwukrotne zwiększenie stężenia oznacza tez dwukrotnie większe n, bo foton podczerwony ma dwa razy większą szansę na trafienie na jakąś cząstęczke tego gazu.
Dla Wenus jedynym takim gazem cieplarnianym w atmosferze jest CO2. Gdyby sprowadzić go na Ziemię, wywierałby ciśnienie prawie 100 atmosfer, dokładnie 9 950 kPa. Jednocześnie, jak już wiemy, współczynnik n dla Wenus wynosi 106,15. Łatwo zatem obliczyć, że grubość optyczna dwutlenku węgla rośnie o 0,011 na każdy kPa ciśnienia parcjalnego (sprowadzonego do ziemskiego ciążenia)
Na Marsie to ciśnienie wynosi, jak też już była o tym mowa, 1,6 kPa, zatem marsjański efekt cieplarniany powinien wynosić n=0,017 i podnosić temperaturę na tej planecie o ...0,7 stopnia. Nic zatem dziwnego, że nie został do tej pory wykryty. To nie żaden fenomen, czy zagadka, tylko najnormalniejszy w świecie rezultat, jakiego właśnie należałoby się spodziewać.
Brak nawet tego 0,7 stopnia wynika z mechanizmu chłodzenia Marsa, o którym pilaster pisał wielokrotnie, a którego istnienie przekracza możliwości intelektualne klimatystów. To burze pyłowe, które szaleją w atmosferze Marsa kiedy ten zbliża się do peryhelium. Pył w marsjańskiej atmosferze pochłania promieniowanie słoneczne, natomiast przepuszcza podczerwone, dając swoisty efekt antycieplarniany, choć niezbyt silny.
Właśnie przypadkowo spadła pilastrowi z półki książka Franka Shu "Galaktyki, gwiazdy, życie" i przy upadku otworzyła się na stronie 469. Zamieszczono tam wykres temperatury w marsjańskiej atmosferze odpowiednio czystek i zapylonej. Ta druga jest znacznie cieplejsza, a ciepło to dostało się do niej kosztem marsjańskiego gruntu, który został tym samym schłodzony
Kolejnym globem jest Ziemia, gdzie ciśnienie parcjalne CO2 wynosi już tylko 0,06 kPa, zatem efekt cieplarniany pochodzący od dwutlenku węgla można pominąć całkowicie. Ponieważ jednak grubośc optyczna atmosfery ziemskiej wynosi 0,65, jest oczywiste, że odpowiadają za tą wartość inne skłądniki tejże atmosfery i nawet podwojenie, czy potrojenie zawartości CO2 nie zmieni ziemskiej temperatury w zauważalny sposób.
2. Dlaczego w plejstocenie, kiedy wg dogmatów klimatystów, stężenie CO2 miałoby spadać do 200 ppm, nie nastąpiło masowe wymieranie roślin z fotosyntezą C3
Jest już chyba dla wszystkich oczywiste, że klimatyści nie tylko nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć, ale w ogóle nie rozumieją o co w nim chodzi.
Przewaga selekcyjna, którą rośliny C4 mają nad C3 przy tym stężeniu jest absolutna, czyli nie zależy od jakichkolwiek innych czynników. Flora C4 w takiej atmosferze zawsze będzie się rozmnażać szybciej niż roślinność C3, bo to właśnie zjawisko nazywa się przewagą selekcyjną. Zatem w ciągu kilkudziesięciu - klikuset pokoleń flora C4 nieuchronnie zdominuje środowisko i C3 staną się rzadkimi endemitami, o ile nie wymrą całkowicie. Jest to równie nieuchronne, jak fakt, że dwa ciała obdarzone masą będą się przyciągać
Oczywiście nic podobnego nie miało miejsca, żadnych taki fluktuacji liczebności, czy licząc na liczbę gatunków, osobników, czy biomasę w plejstocenie nie było. Jedynym wytłumaczeniem tego fenomenu jest właśnie odrzucenie założenia o niskim (rzędu 200 ppm) stężeniu CO2 w tym okresie, a tym samym odrzucenie danych z rdzeni lodowych, jako obarczonych jakimś błędem systematycznym.
3 Dlaczego trend opadający stosunku izotopów C13/C12 w osadach dennych zaczyna się już w połowie XVIII wieku przy braku podobnej anomalii w stuleciach XI-XII
No tutaj akurat Vanat próbował walczyć, ale jednak nieudolnie.
Typowym zjawiskiem dla kreacjonistów wszelkiej maści nie jest tylko negowanie ustaleń naukowych z dziedziny którą dany kreacjonizm obejmuje, ale, poneiwaz nauka jest całością i jedne dziedziny wynikają z drugich, kreacjoniści negują też kolejne dziedziny, aż do odrzucenia nauki w całości.
Kreacjoniści biologiczni, oprócz samej biologii, negują też astronomię, geologię, statystykę, rachunek prawdopodobieństwa, termodynamikę, fizykę jądrową, archeologię, etc.
Kreacjoniści historyczni negują astronomię, geologię, ewolucję, etc.
Kreacjoniści klimatyczni, jak widać, termodynamikę, teorię ewolucji, archeologię i historię.
Przyznaje pilaster, że negacji istnienia XII wiecznej gospodarki Sung to się jednak nie spodziewał. A jednak się stało.
Oczywiście, nie dysponujemy dokładnymi danymi statystycznymi dotyczącymi wydobycia węgla w Chinach w XII wieku, ale możliwe jest oszacowanie go przez dane pośrednie.
Na stronie zeskanowanej dla Vanata, sami klimatyści zauważyli chyba informację, że jedna tylko chińska odlewnia dawała rocznie 14 tysięcy ton surówki. Takich odlewni w kraju było kilkanaście, plus oczywiście wiele mniejszych. Łącznie produkcja surówki żelaza w ówczesnych Chinach wynosiła najmarniej 150-200 tys ton. Rocznie. Przez dwieście lat
Znów właśnie przypadkiem spadła pilastrowi z półki książka Emanuela Roztworowskiego "Historia Powszechna XVIII wiek" wydanie z 1995 roku otwierając się na stronie 45, gdzie można przeczytać, że jeszcze w 1770 roku produkcja surówki żelaza w Anglii wynosiła ...32 tys ton, a poziom z czasów Sungów osiągnięto dopiero w ostatniej dekadzie XVIII wieku, kiedy produkowano rocznie w Anglii 190 tys ton surówki
Byli wtedy (1770) w Europie i inni producenci żelaza, najwięksi to Rosja (83 tys ton) i Szwecja (70 tys ton), ale w odróżnieniu od XI-XIII wiecznych Sungów i XVIII wiecznych Anglików, nie używano do tego paliw kopalnych zadowalając się drewnem, surowcem bardzo w Rosji i Szwecji pospolitym.
Jak widać twierdzenie, że Sungowie emitowali CO2 na skalę 5-10 razy większa niż to czyniono w XVIII wieku jest nawet nieco zbyt skromne, a na pewno nie przesadzone.
Niniejszym dodatkowo deklaruje pilaster, że odtąd w tym wątku odpowiadać będzie już tylko na posty merytoryczne.
1 Dlaczego efekt cieplarniany na Marsie jest bardzo bliski zera, skoro dwutlenku węgla w atmosferze marsjańskiej jest prawie trzydzieści razy więcej niż w ziemskiej
Jest już chyba dla wszystkich oczywiste, że klimatyści nie tylko nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć, ale w ogóle nie rozumieją o co w nim chodzi.
Z poprzednich wpisów, wiemy, że efekt cieplarniany mierzy się nie, jak to podają klimatyści, wzrostem temperatury, nie wymuszeniem radiacyjnym, czyli wzrostem strumienia promieniowania, tylko liczbą warstw cieplarnianych w atmosferze planetarnej, współczynnikiem zwanym też grubością optyczną atmosfery, która nazwaliśmy n
Ten współczynnik ma dodatkowo tą cenną zaletę, że liniowo zależy od ilości danego gazu cieplarnianego w atmosferze. Dwukrotne zwiększenie stężenia oznacza tez dwukrotnie większe n, bo foton podczerwony ma dwa razy większą szansę na trafienie na jakąś cząstęczke tego gazu.
Dla Wenus jedynym takim gazem cieplarnianym w atmosferze jest CO2. Gdyby sprowadzić go na Ziemię, wywierałby ciśnienie prawie 100 atmosfer, dokładnie 9 950 kPa. Jednocześnie, jak już wiemy, współczynnik n dla Wenus wynosi 106,15. Łatwo zatem obliczyć, że grubość optyczna dwutlenku węgla rośnie o 0,011 na każdy kPa ciśnienia parcjalnego (sprowadzonego do ziemskiego ciążenia)
Na Marsie to ciśnienie wynosi, jak też już była o tym mowa, 1,6 kPa, zatem marsjański efekt cieplarniany powinien wynosić n=0,017 i podnosić temperaturę na tej planecie o ...0,7 stopnia. Nic zatem dziwnego, że nie został do tej pory wykryty. To nie żaden fenomen, czy zagadka, tylko najnormalniejszy w świecie rezultat, jakiego właśnie należałoby się spodziewać.
Brak nawet tego 0,7 stopnia wynika z mechanizmu chłodzenia Marsa, o którym pilaster pisał wielokrotnie, a którego istnienie przekracza możliwości intelektualne klimatystów. To burze pyłowe, które szaleją w atmosferze Marsa kiedy ten zbliża się do peryhelium. Pył w marsjańskiej atmosferze pochłania promieniowanie słoneczne, natomiast przepuszcza podczerwone, dając swoisty efekt antycieplarniany, choć niezbyt silny.
Właśnie przypadkowo spadła pilastrowi z półki książka Franka Shu "Galaktyki, gwiazdy, życie" i przy upadku otworzyła się na stronie 469. Zamieszczono tam wykres temperatury w marsjańskiej atmosferze odpowiednio czystek i zapylonej. Ta druga jest znacznie cieplejsza, a ciepło to dostało się do niej kosztem marsjańskiego gruntu, który został tym samym schłodzony
Kolejnym globem jest Ziemia, gdzie ciśnienie parcjalne CO2 wynosi już tylko 0,06 kPa, zatem efekt cieplarniany pochodzący od dwutlenku węgla można pominąć całkowicie. Ponieważ jednak grubośc optyczna atmosfery ziemskiej wynosi 0,65, jest oczywiste, że odpowiadają za tą wartość inne skłądniki tejże atmosfery i nawet podwojenie, czy potrojenie zawartości CO2 nie zmieni ziemskiej temperatury w zauważalny sposób.
2. Dlaczego w plejstocenie, kiedy wg dogmatów klimatystów, stężenie CO2 miałoby spadać do 200 ppm, nie nastąpiło masowe wymieranie roślin z fotosyntezą C3
Jest już chyba dla wszystkich oczywiste, że klimatyści nie tylko nie potrafią na to pytanie odpowiedzieć, ale w ogóle nie rozumieją o co w nim chodzi.
Przewaga selekcyjna, którą rośliny C4 mają nad C3 przy tym stężeniu jest absolutna, czyli nie zależy od jakichkolwiek innych czynników. Flora C4 w takiej atmosferze zawsze będzie się rozmnażać szybciej niż roślinność C3, bo to właśnie zjawisko nazywa się przewagą selekcyjną. Zatem w ciągu kilkudziesięciu - klikuset pokoleń flora C4 nieuchronnie zdominuje środowisko i C3 staną się rzadkimi endemitami, o ile nie wymrą całkowicie. Jest to równie nieuchronne, jak fakt, że dwa ciała obdarzone masą będą się przyciągać
Oczywiście nic podobnego nie miało miejsca, żadnych taki fluktuacji liczebności, czy licząc na liczbę gatunków, osobników, czy biomasę w plejstocenie nie było. Jedynym wytłumaczeniem tego fenomenu jest właśnie odrzucenie założenia o niskim (rzędu 200 ppm) stężeniu CO2 w tym okresie, a tym samym odrzucenie danych z rdzeni lodowych, jako obarczonych jakimś błędem systematycznym.
3 Dlaczego trend opadający stosunku izotopów C13/C12 w osadach dennych zaczyna się już w połowie XVIII wieku przy braku podobnej anomalii w stuleciach XI-XII
No tutaj akurat Vanat próbował walczyć, ale jednak nieudolnie.
Typowym zjawiskiem dla kreacjonistów wszelkiej maści nie jest tylko negowanie ustaleń naukowych z dziedziny którą dany kreacjonizm obejmuje, ale, poneiwaz nauka jest całością i jedne dziedziny wynikają z drugich, kreacjoniści negują też kolejne dziedziny, aż do odrzucenia nauki w całości.
Kreacjoniści biologiczni, oprócz samej biologii, negują też astronomię, geologię, statystykę, rachunek prawdopodobieństwa, termodynamikę, fizykę jądrową, archeologię, etc.
Kreacjoniści historyczni negują astronomię, geologię, ewolucję, etc.
Kreacjoniści klimatyczni, jak widać, termodynamikę, teorię ewolucji, archeologię i historię.
Przyznaje pilaster, że negacji istnienia XII wiecznej gospodarki Sung to się jednak nie spodziewał. A jednak się stało.
Oczywiście, nie dysponujemy dokładnymi danymi statystycznymi dotyczącymi wydobycia węgla w Chinach w XII wieku, ale możliwe jest oszacowanie go przez dane pośrednie.
Na stronie zeskanowanej dla Vanata, sami klimatyści zauważyli chyba informację, że jedna tylko chińska odlewnia dawała rocznie 14 tysięcy ton surówki. Takich odlewni w kraju było kilkanaście, plus oczywiście wiele mniejszych. Łącznie produkcja surówki żelaza w ówczesnych Chinach wynosiła najmarniej 150-200 tys ton. Rocznie. Przez dwieście lat
Znów właśnie przypadkiem spadła pilastrowi z półki książka Emanuela Roztworowskiego "Historia Powszechna XVIII wiek" wydanie z 1995 roku otwierając się na stronie 45, gdzie można przeczytać, że jeszcze w 1770 roku produkcja surówki żelaza w Anglii wynosiła ...32 tys ton, a poziom z czasów Sungów osiągnięto dopiero w ostatniej dekadzie XVIII wieku, kiedy produkowano rocznie w Anglii 190 tys ton surówki
Byli wtedy (1770) w Europie i inni producenci żelaza, najwięksi to Rosja (83 tys ton) i Szwecja (70 tys ton), ale w odróżnieniu od XI-XIII wiecznych Sungów i XVIII wiecznych Anglików, nie używano do tego paliw kopalnych zadowalając się drewnem, surowcem bardzo w Rosji i Szwecji pospolitym.
Jak widać twierdzenie, że Sungowie emitowali CO2 na skalę 5-10 razy większa niż to czyniono w XVIII wieku jest nawet nieco zbyt skromne, a na pewno nie przesadzone.
Niniejszym dodatkowo deklaruje pilaster, że odtąd w tym wątku odpowiadać będzie już tylko na posty merytoryczne.

