Socjopapa napisał(a): Nadal myślę, że to kwestia rodzaju problemów - uczeń, który ma z jakichś powodów nienaturalną skłonność do odpływania to zupełnie coś innego niż uczeń, który czuje przymus krzyczenia "cipa" czy "chuj" co parę minut.
No to tutaj chyba zgoda - kwestia odpowiedniej diagnozy czy uczeń może uczyć się z resztą czy musi uczyć się indywidualnie.
Cytat:To nie wiem jak Ci nauczyciele uczestniczą w tych szkoleniach, że takie ocenianie kształtujące powoduje dziki popłoch... Nie znam tego środowiska, ale czy te obowiązkowe szkolenia to nie są szkolenia na tę samą modłę co szkolenia w budżetówce, gdzie po prostu trzeba odpękać obecność?
A to już pewnie zależy od samego nauczyciela. Jak nie chce przyswajać nowej wiedzy to po prostu na szkoleniu sobie posiedzi i tyle. Z tego co wiem czasem zdarzają się szkolenia bezsensowne gdzie pani, która nigdy nie uczyła i nie ma o tym pojęcia tłumaczy po raz n-ty drabinę potrzeb Masłowa - ale są też takie z sensem.
Cytat:Znowuż, nie zamierzam nikogo atakować (zastrzegam się, bo zdarzyło się, że nieopatrznie pisywałem w tych tematach w sposób odbierany jako obraźliwy), ale to jak to możliwe, że są szkoły w Polsce w których nowe metody są stosowane?Jak to możliwe skoro nauczyciele tych metod nie znają bo się nie szkolą

A tak na serio - nie wiem. Być może są one stosowane okazyjnie. Być może są to szkoły tzw. "elitarne" gdzie trafia lepszy uczeń z którym lepiej się pracuje. A może po prostu nauczyciele tam wybierają z podstawy tylko rzeczy wg nich niezbędne olewając całą resztę - co wydaje się być rozsądnym podejściem. Ale w takim przypadku nauczyciel bierze ryzyko na siebie - jak się dyrektor zmieni na służbistę lub trafi się jakaś zewnętrzna kontrola (z kuratorium czy kto tam teraz szkoły kontroluje) to może mieć problemy.
Cytat:Mnie też nie, ale z drugiej strony nikt nikogo wołami na kierunki nauczycielskie nie ciągnął, a marne zarobki nauczycieli nie są tajemnicą państwową.
No i tu pojawia się problem jak to ma wyglądać. Bo można założyć, że państwo byle jak płaci i otrzymuje za to taką pracę jaka płaca. Czyli z założenia szkoła ma być przeciętna - coś tam nauczyć ale nie za wiele. Można też iść w drugą stronę, ale tu przydałby się jakiś system różnicowania płac wg realnych kwalifikacji. Bo teraz wszyscy z danym stopniem zarabiają mniej więcej to samo - a dodatek motywacyjny zależny od oceny jakości pracy w postaci 150-200 złotych raczej swojej roli nie spełnia.
Cytat:Bo ja wiem? Z tego co czytam nauczyciele "kleją" zajęcia, żeby wyjść na pełen etat.
Każde zwiększenie liczby godzin to zwiększenie kosztów. Powiedzmy nauczyciel X będzie miał wówczas pełen etat w swojej szkole - ale wakat pojawi się w tych szkołach w których do etatu sobie dorabiał. No chyba, ze zmniejszyć oddziały ale zarazem zwiększyć pensum nauczyciela np do 22 godzin tablicowych - odciążając go za to z papierologii. Z drugiej strony pojawiają się głosy, że w większych miastach nauczycieli zaczyna brakować. I nie ma co się dziwić, skoro na początku kariery nawet praca na kasie w markecie jest bardziej atrakcyjna finansowo. A dociągnięcie do tych mniej więcej 3k na rękę po 15 latach pracy też nie wygląda zbyt atrakcyjnie.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

