Sofeicz napisał(a): Wciąż nie mogę zrozumieć fenomenu GoT.
Ani to głębokie, ani śmieszne, ani jakiekolwiek - ot taka ponura baja o władzy i dymaniu księżniczek okraszona
Jest to jedyny znany mi niekiczowaty serial fantasy, i to właśnie jest fenomen. W tej dziedzinie uniknięcie strasznego kiczu jest już oznaką niemalże geniuszu. Fantasy, wbrew powszechnym wyobrażeniom laików, nie opiera się na czarach i smokach. Niestety większość filmowców (ba, nawet większość drugorzędnych pisarzy) tak właśnie uważa i dlatego tworzy kicz. Fantasy polega na stworzeniu takiego świata, który czytelnik postrzega tak, jak większość ludzi przez większość czasu postrzegało świat rzeczywisty: jako niezrozumiały, niepewny, mitologiczny. Nie da się tego efektu osiągnąć w powieści historycznej. Bohater powieści historycznej może się bać, że wielki wilk zje słońce, ale czytelnik nie utożsami się z nim; on wie, że to tylko zaćmienie, hłe, hłe, mały głupi dzikusie. W fantasy czytelnik nie wie jednak, czy w świecie powieści może wilki naprawdę mogą zjadać ciała niebieskie. Bo magia.
To, co umownie nazywamy "magią" to po prostu alternatywne prawa fizyki; takie, które nie są i nie mogą być zrozumiałe ani przez bohatera, ani przez czytelnika (ani zresztą przez autora). Tylko w taki sposób czytelnik może wraz z bohaterem doświadczać niepoznanego świata. To jest cała kwintesencja fantasy. Niepoznany świat można przedstawiać lepiej lub gorzej, a Martin akurat robi to doskonale, unikając niespójności logicznych i nie epatując czarami i smokami. I dopóki serial był dość wierną ekranizacją książki, był niekiczowaty, natomiast przedostatni sezon był już głównie wytworem fantazji filmowców, a nie poważnego pisarza.

