Nieszczęście chyba polegało na tym, że wzięli się za ekranizację nieskończonego cyklu. Przez to musieli w dużym stopniu scenarzyć na własną rękę. Musieli też zmieniać na kolanie, gdy jacyś fani coś zgadli, lub gdy coś wyciekło. Musieli wymyślić coś innego niż Martin, bo i on i oni chcą zaskoczyć zakończeniem. Z drugiej strony jakoś tam po części Martina musieli się trzymać, ale i jego pisanina była coraz słabsza. Skutek znamy, tragifarsa i hemoroidy.
Gawain napisał(a): Łuczników zaś było jak na lekarstwo. I zamiast stać na polu i się wycofać w pierwszej kolejności na mury, to stali i szyli z murów ograniczając się do ochrony odwrotu.A to nie lepiej? Z murów powinni mieć lepszy zasięg. Ale wiadomo, bitwa to tragedia. Zresztą ogólnie z batalistyką towarzystwo sobie nie radzi. Przy bitwie bękartów to przecież zęby bolały. W sumie ostatnimi czasy z bitew nie gryzły Hardhome i rozdupcenie armii Lannisterów przez smoki i Dothraków. Czyli proste akcje, gdzie z góry było wiadomo kto wygra, nie wymagające głębszego pomyślunku. Ale jak zaczynają kombinować z jakimiś epickimi starciami, długimi, pełnymi dramatyzmu i zwrotów akcji to nie wiadomo gdzie uciekać.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

