kmat napisał(a): W książce tak. Ale w serialu nie. Tu mamy jeśli dobrze pamiętam trzy wielkie osiągnięcia maeterów w ostatnich czasach - wyprodukowanie dużych ilości dzikiego ognia, skorpiony i wyleczenie Mormonta. Nic z tego nie wymaga jakiejkolwiek magii, ot fizyka, chemia i biologia.
W dzikim ogniu była magia. Alchemik poinformował Cersei i Tyriona, że produkcja idzie świetnie, bo używane przez nich zaklęcia okazały się niespodziewanie skuteczne. A co do biologii... no to już "leczenie" Joraha było facepalmowym wytworem infantylnej wyobraźni filmowców. Szara łuszczyca miała być czymś podobnym do trądu, atakującego wszystkie tkanki poczynając od skóry, a w objawach przypominając trochę fibrodysplazję. Tymczasem genialny medyk od siedmiu boleści postanawia po prostu odkroić brzydko wyglądające narośle. Przez setki lat nikt na to nie wpadł. Jorah poci się i wrzeszczy jakby mu wosk depilacyjny z jaj zrywano, ale też właśnie mniej więcej to się tylko dzieje, bo pod strupem jest... świeży, różowy naskórek. I po zdjęciu strupa nic więcej nie rośnie. Czyli gdzie jest ognisko choroby? W samym strupie? Straszliwy trądo-rak okazuje się jakąś... grzybicą skóry, do pozbycia się której wystarcza bolesny, ale prosty zabieg higieniczny.
To był jeden z powodów, dla których siódmy sezon był moim ostatnim, a obecny znam tylko z relacji hejterów.

