next.gazeta.pl/next/7,151003,24882855,ekonomista-polska-ma-najglupszy-system-podatkowy-w-ue-nigdzie.html#s=BoxMMtImg1
Kolejny wywiad Sroczyńskiego, tym razem o naszym durnym, regresywnym systemie podatkowym.
Kolejny wywiad Sroczyńskiego, tym razem o naszym durnym, regresywnym systemie podatkowym.
Cytat:Grzegorz Sroczyński: Jest źle czy jeszcze gorzej?
Dr Jakub Sawulski: Gorzej. Przy pracy nad raportem udało mi się wydobyć szczegółowe dane z ministerstwa finansów. Na to nałożyłem dane OECD i Eurostatu. Potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia. Polski system podatkowy jest konstrukcją nieprawdopodobnie dziwną. Wszystkie dane pokazują, że najbardziej obciąża najmniej zarabiających.
Czyli?
Ujmując rzecz najprościej: im słabiej Polak zarabia, tym wyższe płaci podatki. I jest to ewenement na skalę Europy. Owszem, gdzieniegdzie w krajach Unii funkcjonują podatki liniowe, czyli ludzie mało zarabiający i zamożni płacą jednolitą stawkę procentową. Ale systemu tak silnie regresywnego - z obciążeniami podatkowymi, które maleją wraz ze wzrostem dochodów - nie ma poza nami chyba nikt.
Przecież mamy progresywny system podatkowy, jak zresztą prawie cała stara Unia. Stawki rosną wraz ze wzrostem dochodów: 18 i 32 proc.
To jest mydlenie oczu. Istotą mojego badania było spojrzenie na cały system, a nie na jego poszczególne elementy, które często coś udają. Żeby zobaczyć cały system, trzeba połączyć wszystkie daniny: podatek dochodowy, składki na ZUS, składkę na NFZ. A także uwzględnić dane ministerstwa finansów na temat samozatrudnienia, które mocno wpływa na cały system podatkowy. Gdy się przeanalizuje PIT-y Polaków z różnych grup dochodowych - oczywiście są to dane zbiorcze, anonimowe - wychodzi następujący obraz: nauczycielka z pensją trzy tys. zł brutto oddaje państwu 37 proc. swoich zarobków, natomiast prawnik z dochodem 20 tys. zł brutto - nieco ponad 20 proc. Aż dziwne, że obywatele na coś podobnego pozwalają.
Najbardziej szkodliwe w tym systemie jest wysokie opodatkowanie niskich płac. Płaca minimalna jest obłożona daninami na poziomie podchodzącym pod 40 proc. To jest chore. I całkowicie różne od tego, jak jest w innych państwach Europy.
Przecież pierwszy próg podatkowy wynosi tylko 18 proc.
Ale niech pan do tego doda wszystkie składki! Zresztą przejdźmy przez ten system krok po kroku. Zacznijmy od podatków z pracy na etacie. One wcale nie są progresywne - 18 i 32 proc. - lecz liniowe. Bo jeśli uwzględnimy obowiązkowe składki na ZUS i NFZ, osoba na etacie zarabiająca 2,5 tys. zł brutto oddaje państwu taki sam procent swoich dochodów, jak osoba zarabiająca na etacie 15 tys. zł brutto. Obie muszą oddać po 37 proc.
Przecież etatowiec z pensją 15 tys. zł wpada w wyższy próg podatkowy i wtedy płaci więcej.
Nie płaci. Owszem, rośnie mu podatek PIT z 18 do 32 proc., ale z kolei przestaje płacić od swojej pensji składki emerytalne. W Polsce obowiązuje przecież ograniczenie składek do 30-krotności przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia, więc człowiek zarabiający na etacie 15 tys. zł w okolicach września przestaje płacić ZUS. I to całkowicie mu rekompensuje wejście w wyższy próg podatkowy. Jak popatrzeć na roczny PIT takiej osoby, to w sumie odda państwu 37 proc., tak samo jak ktoś, kto jest na pensji minimalnej.
Na podstawie danych podatkowych z ministerstwa finansów wyrysowaliśmy krzywą obciążeń podatkowych osób zatrudnionych na etacie. Wyszła z tego linia prosta! Opodatkowanie podnosi się nieznacznie do 43 proc. dla wąskiej grupy dochodowej - dotyczy to osób zarabiających 90-120 tys. zł rocznie - ale powyżej tych dochodów znowu wracamy do poziomu 37 proc.
Czyli PIT mamy w Polsce liniowy?
Tak. Dla etatowców. Ale idźmy dalej, bo żeby uzyskać obraz całego systemu, musimy teraz spojrzeć na samozatrudnienie. Osoby, które mają wyższe dochody - na przykład 15 tys. zł miesięcznie - zakładają jednoosobowe firmy. To powoduje, że cały system podatkowy z liniowego staje się degresywny.
Czyli?
Menedżerowie, prawnicy, informatycy i inni, którzy tak naprawdę wykonują pracę etatową dla jednej firmy, przechodzą na samozatrudnienie. Wtedy płacą 19 procent PIT, a efektywnie pewnie około 15 procent, bo sporo prywatnych wydatków wrzucają w koszty, od środków czystości, poprzez samochód, paliwo, aż po meble czy jedzenie, jeśli ktoś jest bardziej kreatywny. W dodatku składki ZUS płacą w formie ryczałtu 1250 zł miesięcznie - niezależnie, czy mają dochód 10 tys. zł, czy 500 tys. zł. W efekcie nauczyciel na etacie z pensją niewiele wyższą od płacy minimalnej oddaje prawie 40 proc. podatków i składek, a menadżer na samozatrudnieniu z dochodami 20 tys. zł miesięcznie ma obciążenie na rzecz państwa prawie o połowę niższe.
No i?
To naprawdę sytuacja absurdalna. Regresywny system podatkowy ma ogromny wpływ na jakość zatrudnienia w Polsce i na całe nasze życie społeczne. Nikt tego Polakom nie powiedział, nie zapytał o zdanie, czy się zgadzają na taki układ. W środku cywilizowanej Europy osoba z pensją minimalną, której ledwie starcza na czynsz i jedzenie, musi oddawać 40 proc. państwu! A ktoś, kto jeździ po Warszawie terenówką za 300 tysięcy - 20 proc.
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.

