Libertarianizm to radykalizm, co niesie ze sobą określone skutki. Choćby takie, że przyciąga umysłową egzotykę, czy wręcz zwykłych zjebów, którzy albo są za bardzo zakręceni, aby zrozumieć o co właściwie w tej ideologii chodzi, albo specjalnie o to nie dbają bo liczy się tylko aby było radykalnie, albo interesują ich tylko jakieś partykularne elementy mające usprawiedliwić jakieś własne zboczenia. Dobrym przykładem na pierwszą sytuację jest korwinizm - ludzie na przemian bełkoczący o wolnym rynku i deregulacji, oraz zajebistości ustrojów Chin i Rosji. Drugą sytuację ładnie ilustruje anarchizm, za mojej młodości to były tłumy młodych, gniewnych, alternatywnych, naszywających sobie gdzie się da A w kółeczku, tylko po to, żeby móc tym szpanować, a nazwiska takie jak Proudhon, czy Kropotkin były im równie obce co teoria strun, czy filozofia Demokryta z Abdery. Z kolei trzecia sytuacja fajnie pasuje do libertarianizmu, jakoś w tych rozważaniach o społeczeństwie całkowicie wolnych posiadaczy koniecznie musi wyskoczyć, że można ruchać własne dzieci, a ichnie fora internetowe notorycznie są zamykane za pośrednictwo w wymianie kinderpornusów.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

