Tymczasem ambasador Mosbacher wkurzyła się o wlepki "strefa wolna od LGBT". Już się naszej kurwiprawicy zdawało, że z Trumpem jakaś konserwatywna kontrrewolucja przyjdzie, a tu co za przykra niespodzianka, nawet ci altrightowcy uważają nasze narodowo-katolickie wzmożenie za bandę pawianów wydłubujących sobie patykiem owsiki z tyłka.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

