W zasadzie już nie chciałem babrać się w tym wątku z naszym płaskoziemcą, ten, antyszczepionkowncem, wróć, prorokiem incelstwa (w sumie jedna kompania tylko tematy różne). Ale pewna wymiana zdań między paniami skłoniła mnie do refleksji:
W połowie tekstu masz rację. A w połowie się absolutnie mylisz. To, że jesteś kobietą, nie ma tu nic do czynienia, gdyż "samobiczowanie grupowe" to cecha dotykająca nie tylko kobiety, ale i katolików, Polaków i różne inne grupy, dla których własna grupa to koncentracja wszystkich negatywnych cech, jakie widzą w sobie i w otoczeniu.
To z racji wstępu. A teraz do meritum. Zgadza się, każdy związek jest jakąś wymianą. Ale nie zgadza się, że mężczyźni dają a kobiety biorą. Faceci biorą od kobiet całymi garściami, i nie chodzi bynajmniej tylko o dupczenie. Nawet dla troglodyty kobieta to przede wszystkim dom, z jego wszystkimi przymiotami: porządek, harmonia, wyrównanie po stresach codzienności. Facet może przy piwie marudzić na to, że żona go zmusza do czyszczenia paznokci czy że znowu kupiła jakiś bzdurny mebel. Ale jeszcze bardzie będzie się śmiał z kolesia, który żyjąc samotnie zapuścił się całkiem i nosi od tygodnia te same ubrania, w których śpi.
To w modelu "standardowym". W modelach współczesnych jest trochę inaczej, bardziej jak u znalezczyni, ale też nie do końca. To znaczy przydział ról nie jest tak jasno rozgraniczony według płci, a jednak oczekuje się, że każda strona coś do związku wnosi i też coś z niego korzysta. To może być na płaszczyźnie materialnej, spirytualnej czy całkiem prozaicznej. Ja piorę Ty zamiatasz. Ja odwożę dzieci, Ty odbierasz. Ja troszczę się o zastawiony stół, ty o to, że sprzęty domowe działają. Ja organizuję wycieczkę, Ty transport. To nie jest żadna umowa handlowa, ale mimo to podstawą zdrowego związku jest równowaga między dawaniem a braniem.
I kończąc, wdawanie się w związek z osobą z podsumowania znalezczyni oznaczałoby związek z facetem nastawionym jednostronnie na branie. Tego chyba też byś nie chciała.
W zasadzie już skomentowałem wyżej. To, że jesteś kobietą nastawioną krytycznie wobec własnej płci nie czyni Ciebie bardziej obiektywną. Oczywiście, że płcie są częściowo sterowane przez naturę. Nie bez powodu książka "Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus" biła rekordy popularności, i zapewniam Ciebie, czytały ją nie tylko kobiety. Dobrze jest sobie zdawać sprawę z mechanizmów, które częściowo rządzą własnym zachowaniem, częściowo zachowaniem ukochanej osoby.
Różnica między nami jest taka, że Ty uważasz wszystkie kobiety za suki, a dla mnie jest to paleta zachowań, od suk przez klacze po kangurzyce. I parę innych na dokładkę. Dodatkowo te schematy idą często obok siebie i uaktywniają się sytuacyjnie. Ale to też w drugą stronę funkcjonuje. I w dobrym partnerstwie obie strony korzystają gdyż miłość nie jest grą o zerowej sumie.
towarzyski.pelikan napisał(a):znaLezczyni napisał(a): Co do pierwszego zdania - jeśli masz takie nastawienie, twoja sprawa. Nie przypisuj jednak go innym.
To nie jest moje nastawienie, tylko nastawienie przeciętnej kobiety i sama to (nie wprost), ale implicite wyraziłaś w swojej wypowiedzi wyżej, kiedy wylistowałaś przeszkody dla związku z punktu widzenia przeciętniary.
Relacje miedzyludzkie polegaja na wymianie. Gdyby czlowiek sie czul zajebiscie sam ze soba, toby nie wchodzil w zadne zwiazki, bo po co? Wchodzisz w relacje, bo czegos Ci brakuje, wiec swoje teksty o dojrzałych (kompletnych) osobach, ktore szukaja innych dojrzałych (kompletnych) osób, możesz sobie schować do otworu zlokalizowanego w pobliżu pochwy. Kobieta szuka faceta meskiego, czytaj: silnego, inteligentnego, ogólnie - bogatego (niekoniecznie w sensie materialnym) dlatego, ze sama sie czuje taka krucha i słaba, ogólnie - niedo-. Poprawnie zscojalizownay facet jest w ten sposób ukształtowany, że albo naprawdę ma prymitywne potrzeby psychiczne i nie potrzebuje od kobiety zadnego duchowego dopelnienia (tylko dupy), albo nie pokazuje, ze je ma (chlopaki nie placza). Innymi slowy - kobiety się dowartościowuja kosztem męzczyzn.
W połowie tekstu masz rację. A w połowie się absolutnie mylisz. To, że jesteś kobietą, nie ma tu nic do czynienia, gdyż "samobiczowanie grupowe" to cecha dotykająca nie tylko kobiety, ale i katolików, Polaków i różne inne grupy, dla których własna grupa to koncentracja wszystkich negatywnych cech, jakie widzą w sobie i w otoczeniu.
To z racji wstępu. A teraz do meritum. Zgadza się, każdy związek jest jakąś wymianą. Ale nie zgadza się, że mężczyźni dają a kobiety biorą. Faceci biorą od kobiet całymi garściami, i nie chodzi bynajmniej tylko o dupczenie. Nawet dla troglodyty kobieta to przede wszystkim dom, z jego wszystkimi przymiotami: porządek, harmonia, wyrównanie po stresach codzienności. Facet może przy piwie marudzić na to, że żona go zmusza do czyszczenia paznokci czy że znowu kupiła jakiś bzdurny mebel. Ale jeszcze bardzie będzie się śmiał z kolesia, który żyjąc samotnie zapuścił się całkiem i nosi od tygodnia te same ubrania, w których śpi.
To w modelu "standardowym". W modelach współczesnych jest trochę inaczej, bardziej jak u znalezczyni, ale też nie do końca. To znaczy przydział ról nie jest tak jasno rozgraniczony według płci, a jednak oczekuje się, że każda strona coś do związku wnosi i też coś z niego korzysta. To może być na płaszczyźnie materialnej, spirytualnej czy całkiem prozaicznej. Ja piorę Ty zamiatasz. Ja odwożę dzieci, Ty odbierasz. Ja troszczę się o zastawiony stół, ty o to, że sprzęty domowe działają. Ja organizuję wycieczkę, Ty transport. To nie jest żadna umowa handlowa, ale mimo to podstawą zdrowego związku jest równowaga między dawaniem a braniem.
I kończąc, wdawanie się w związek z osobą z podsumowania znalezczyni oznaczałoby związek z facetem nastawionym jednostronnie na branie. Tego chyba też byś nie chciała.
Cytat:Z incelami łączy mnie mizoginia, a dzieli - stosunek do rzeczywistości. Ja wiem, jakie są kobiety (tym bardziej, że jestem jedną z nich), ale doszłam do wniosku, ze gniewanie się na naturę kobiet (coś, na co nie maja wpływu) jest pozbawione sensu.
W zasadzie już skomentowałem wyżej. To, że jesteś kobietą nastawioną krytycznie wobec własnej płci nie czyni Ciebie bardziej obiektywną. Oczywiście, że płcie są częściowo sterowane przez naturę. Nie bez powodu książka "Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus" biła rekordy popularności, i zapewniam Ciebie, czytały ją nie tylko kobiety. Dobrze jest sobie zdawać sprawę z mechanizmów, które częściowo rządzą własnym zachowaniem, częściowo zachowaniem ukochanej osoby.
Różnica między nami jest taka, że Ty uważasz wszystkie kobiety za suki, a dla mnie jest to paleta zachowań, od suk przez klacze po kangurzyce. I parę innych na dokładkę. Dodatkowo te schematy idą często obok siebie i uaktywniają się sytuacyjnie. Ale to też w drugą stronę funkcjonuje. I w dobrym partnerstwie obie strony korzystają gdyż miłość nie jest grą o zerowej sumie.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

