bert04 napisał(a): Na serio nie chcę się spierać, gdzie Ty widzisz archetyp "normalnego mężczyzny", bo typ z powyższego obrazka ogranicza swoje potrzeby duchowe do oglądania relacji sportowych siedząc w czystych gaciach i z miską zupy przed telewizorem. Te same potrzeby duchowe może realizować w gaciach używanych (zużytych) od dwóch tygodni z kawałkiem pizzy odgrzanej w mikrofali. Bez kobiety. Natomiast dzięki kobiecie może ten "normalny mężczyzna" kiedyś pójdzie też do kina na film bez scen akcji. A kto wie, może nawet na koncert? Teatr? Albo, broń cię święty testosteronie... balet
Już się tak nie obrażaj. Kiedy mówiłam o niezbyt wygórowanych potrzebach normalnego mężczyzny nie mam na myśli jego zainteresowań kulturalnych, humorystycznie to opisałam. Weź czasem trochę wrzuć na luz, bo nadętość zabija szare komórki. Mnie się rozchodzi o to, że facet nie oczekuje, ze baba będzie wokół niego skakać, pochylać nad problemami, pocieszać etc. Owszem, czasem może i się zdarzy taka potrzeba, ale tak co do zasady - to jest twardy albo twardziela zgrywa.
Cytat:Kumam, że walisz dzielnie w chochoła, o którym nikt (łącznie ze znaLezczynią) nie pisał. Być może jedyną alternatywą dla Twojego "normalnego mężczyzny" jest, używając staropolszczyzny, kiepski* facet. Na Twoje nieszczęście świat nie jest tak zero-jedynkowy. Są faceci, którzy nie tylko umią ugotować coś czy przyszyć sobie guzik, ale nawet lubią to i uważają za część męskich zajęć. Są mężczyźni, dla których uczestniczenie w wychowaniu dzieci to nie uciążliwy obowiązek, ale pełnia życia, którzy z przyjemnością pomagają w zadaniach domowych czy nawet, o zgrozo, chodzą na wywiadówki. Albo biorą zwolnienie, jak dziecko jest chore nie kłamiąc szefowi, że muszą reperować samochód.Rzeczywiście chochoł jak się patrzy...
Nie wiem, czy Twój archetypiczny "normalny mężczyzna" zniżył by się do takich babskich zajęć. Tyle że taki archetyp to życiowa ciapa, która bez jakiejś kobiety w swoim życiu nie potrafi normalnie funkcjonować.
Cytat:- nie jest dobrze wejść w związek ze zdesperowaną osobą. Osoba zdesperowana nie potrafi w dojrzały sposób określić swoich potrzeb i oczekiwań. Związek ma być po to, żeby życie osoby zdesperowanej się zmieniło - a to kładzie ogromny ciężar na barkach drugiej strony.Nie dość, ze nie rozumiesz, co czytasz, to jeszcze "kobiecość" faceta rozumiesz w infantylny sposób rodem z agitek feministycznych:
- nie jest dobrze wejść w związek z osobą, której nie jest dobrze samej ze sobą i która siebie nie lubi. Można chcieć być z kimś, mieć pecha i nie znaleźć odpowiedniej osoby albo po prostu przegapić swoje szanse. Mimo braku tego kogoś w życiu można jednak być szczęśliwym, pogodnym i spełniać się. Życie na ziemi jest jedno i jeśli ktoś chce spędzić je użalając się nad sobą i obrażając innych, jego sprawa. Ale nie jest to dobry materiał na partnera/ partnerkę. Osoba dojrzała powinna szukać innej dojrzałej osoby, akceptującej i lubiącej siebie, w miarę pogodnej i szczęśliwej. Na chłopski rozum: po co już na wstępie budowania związku mnożyć sobie problemy.
- ciepły klusek zasuwajacy z odkurzaczem i podcierający dupkę niemowlęciu
Przecież ja nie o tym piszę!
Czytaj ze zrozumieniem, ok? Jeszcze raz, skup się:
Cytat:Tymczasem ja piszę o niestandardowej sytuacji, kiedy jakiś facet ma potrzeby typowe dla kobiet - pragnie uwagi, pocieszania, wspierania, objęcia "męskim" ramieniem, adoracji. Piszę o przyoadku osoby jakoś słabszej, niedowartościowanej.
O ile przeciętny mężczyzna nie odrzuci w przedbiegach takiej "wybrakowanej" istoty, bo przecież z tym się wiążą same problemy, to przeciętna kobieta już uzna takiego kogoś za trefny towar, bo przecież (cytując jednego z forumowiczów) "po co kobiecie druga pizda, jak juz jedną ma?"?
Cytat:W zasadzie mógłbym zignorować to ad personam nie mające nic wspólnego z tematem. Ale jak już jesteśmy przy osobistych wyznaniach, zdradzę Ci, skąd ten "lęk" się wziął. Kiedyś na pewnym forum, zgłosiła się pewna osoba. Z pewnym problemem. Nieważne jakim, wystarczyło, że pewne sugestie świadczyły o tym, że może myśleć o zrobieniu sobie krzywdy. Coby uciec przed problemem. Ostatecznie. Jakieś pół tuzina osób z wyczuciem i delikatnie próbowało jej doradzić. A jeden, tylko jeden user ją zrugał z góry do dołu. To wystarczyło. W tym momencie ona przerwała pisanie i już nigdy nie wróciła. A ja do dziś nie mogę o tym zapomnieć.Nie bardzo rozumiem, co ten przykład ma zilustrować? Kto był tym trollem w tej sytuacji? Ten nieszczęśnik z problemem czy ten user, co go zrugał? Jeśli user co go zrugał, to odnosząc to do tego tematu założonego przez Stoika, tymi nieodpowiedzialnymi trollami są "wujkowie dobra rada", którzy sobie śmieszkują z czyjejś potencjalnej tragedii. Dziwnym trafem Ty do Stoika (potencjalnej ofiary) masz wąty, a nie do trolli. Czegoś tu nie kumam....
Tak, mam głęboką awersję do troli, którzy robią chryję dla chryji i mają w dupie, ile szkód mogą wyrządzić. Nie, Ciebie tu nie wliczam, przynajmniej nic porównywalnego nie pamiętam z Twojej strony. Ale trolami wyżywającymi się, manipulującymi i bez krztyny odpowiedzialności za słowo pisane się po prostu normalnie i organicznie brzydzę.
