bert04 napisał(a): Tylko w pewnym sensie. Ekonomia zajmuje się strategiami handlowymi i rachunkami korzyści i strat. (...)Problem polega na tym że człowiek ma do zaspokojenia cały gąszcz potrzeb, które nie są wzajemnie do siebie redukowalne, dlatego mogą wschodzić ze sobą w konflikt, a w efekcie rozwiązywania takich konfliktów powstaje coś co nazywamy zazwyczaj systemem wartości. Potrzeby tworzą skomplikowaną, dynamiczną strukturę, zazwyczaj hierarchiczną, ale hierarchia ta zmienia się w miarę ich zaspokajania. Intensywność poszczególnych potrzeb jest różna u różnych osób, kształtuje ją genetyczne dziedzictwo danej osoby modyfikowane w procesie rozwoju, filtrowanie przez kulturę w której żyje, jej osobiste wyobrażenia, jej wiedzę i masę innych czynników. Hierarchia ta zmienia się też z wiekiem i doświadczeniami życiowymi.
Albo jeszcze bzdurniejsze piramidy potrzeb...
Nie da się tego skompletowanego bytu sprowadzić do jednowymiarowego budżetu "utyli", chyba że owe utyle będą miały ogromną ilość niewymienialnych na siebie wzajem rodzajów. Żaden rozsądny psycholog nie odważył jak na razie podjąć próby budowy modelu matematycznego, który miałby wyliczyć jak zachowa się konkretny człowiek w konkretnej sytuacji. Nawet jeśli powstanie ogólny model matematyczny nie wiadomo jak pomierzyć poszczególne wymiary potrzeb i ich zaspokajania u konkretnej osoby.
Oczywiście że w ramach zachowań ekonomicznych zaspokajamy wiele różnych potrzeb, ale nie znaczy to, że można je wszystkie dodać i policzyć w ramach jednego wymiaru.
Bawi mnie nasz Pilaster przeogromnie, gdy wypisuje, że oto on potrafi wyliczyć zagregowany wymiar potrzeb nie tylko dla konkretnego człowieka, ale dla całej społeczności i wyszedł mu na 7, ale nie powie jak go policzył, poza tym, że jest on zależny od stopy dyskontowej

