Oj, kremacja to zaraza. Od kultury łużyckiej do chrztu w Polsce trupy jarano, kości tłuczono młotkiem, wsypywano do garczka albo worka, albo wręcz wydupcano do jeziora. Żadnych poważnych badań nie można zrobić, ani kości nie pomierzy, ani DNA nie zsekwencjonuje, ani nic. Za tysiąc lat antropolodzy i archeogenetycy też będą na to kląć.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

