kmat napisał(a): Ubocznie. Długi czas kapłaństwo było kołem ratunkowym dla młodszych synów, którym z rodzinnego majątku nie było czego wykroić, a tak zyskiwali możliwość utrzymania i jeszcze rodzinie mogli pomóc.Prezentujesz tu ciekawe myślenie, które nagminnie występuje u wielu osób. Mianowicie nie wprowadzasz rozróżnienia pomiędzy nieświadomą motywacją a świadomym działaniem. Załóżmy, że absolutnie każde ludzkie działanie ma jakąś ukrytą motywację, która jest od nad niezależna. Wszyscy jej ulegamy i zasadniczo nic nie możemy z tym zrobić.
Nie ma tu żadnego związku przyczynowo-skutkowego.
Ale poza tym mamy jakieś świadome cele, na które mamy wpływ i które dobieramy pod siebie, żeby nam służyły, zupełnie abstrahując od tego, czy są zgodne z ta ukrytą motywacją.
Według Ciebie ta świadoma motywacja jest nieważna, bo i tak wszystko się sprowadza do tego co się dzieje na poziomie nieświadomym.
A według mnie ta świadomość zmienia wszystko. Jeśli ja świadomie, z premedytacją decyduje się na coś, to wówczas staję się panem swojego losu, niezależnie od tego, czy moje świadome działanie jest częścią jakiegoś naturalnego planu, który sobie przebiega, w dupie mając moją świadomość.
Cytat:Bo jak wiadomo cechą ludzi wybitnych jest zjebanie i frustracja. Tak, to dużo tłumaczy.Właśnie tak. Tylko człowiek wiecznie z siebie niezadowolony ma motywację do rozwoju. Człowiek zadowolony z siebie stoi w miejscu, duchowo i intelektualnie. Po co ma coś naprawiać u siebie, zmieniać, skoro już jest ideałem? Dlatego się mówi....pycha kroczy przed upadkiem.
