Jeśli mam być szczery, to dla mnie środowiska okołokorwinowskie nigdy nie był szczególnie wiarygodne jako liberalne. Jakieś dziwne romanse z narodowcami już od lat 90-tych, jakieś dziwne zachwyty Rosją, Chinami, czyli krajami o bardzo wysokim interwencjonizmie ale bardzo niskiej estymie dla praw własności, przy jednoczesnej fiksacji w temacie socjalizmu w Skandynawii, eurokołchozu itp., jakieś fascynacje apartheidem, bo widać lepiej było jak państwo utrzymywało dwie infrastruktury dla białych i kolorowych niż jedną dla wszystkich, jakieś czekanie na Pinocheta, który wjędzie do sejmu na białym koniu i ten wolny rynek ZADEKRETUJE. To wygląda tak, jakby oni kompletnie tego liberalizmu nie rozumieli, ot pojmują to na poziomie prostych haseł, sprowadzających się w sumie do niskiego poziomu redystrybucji (czyli chyba najmniej istotnego aspektu tej ideologii). Ot taki sloganowy kinderliberalizm.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

