Rodica napisał(a): Kobiecość stłamszona niczym się nie różni od stłamszonej męskości, to jest po prostu stłamszenie człowieka, w skutek podporządkowania, przemoc psychicznej, uprzedmiotowienia. Kobiecość kulturowa to jest dobry wzorzec dostosowany do rzeczywistości. W naszych czasach jest to, idealne połączenie kobiety tradycyjnej z wyemancypowaną, taką co ma co nieco z matrony ale ma prawo do własnego życia i szczęśliwie się realizuje na płaszczyźnie zawodowej.Myślałem o tym trochę i doszedłem do wniosku, ze rzeczywiście jest coś takiego jak kobiecość kulturowa analogiczna do męskości i zasadniczo sprowadza się do "genu księżniczki". Kobiety prawidłowo zsocjalizowane czują się księżniczkami. Nie tylko dobrze się czują w roli osoby, na którą się chucha, dmucha, nosi na rękach, obchodzi jak z jajkiem, spełnia najbardziej wygórowane oczekiwania, ale zasadniczo oczekują od mężczyzn uznania tego genu księżniczki. Traktują to jak oczywistość, której nie trzeba usprawiedliwiać. I poprawnie zsocjalizowany mężczyzna również przyjmuje ten gen księżniczki jak dogmat.
Kobieta, której w dzieciństwie nie zaaplikowano tego genu, będzie odtrącać i odstręczać porządnych mężczyzn z powodu poczucia nieadekwatności. Ona wewnętrznie czuje, że nie zasługuje na takie specjalne traktowanie albo (jeśli połknie feministycznego bakcyla) wręcz dojdzie do wniosku, że dżentelmenizm jest życzliwym seksizmem. W rezultacie nie będzie potrafiła być kobietą mając jednocześnie naturalne potrzeby, które zaspokoić można właśnie przyjmując rolę księżniczki. Taka kobieta będzie uciekać w mechanizm obronny: będzie się wypierać tych naturalnych potrzeb, żeby pozbawić zasadności rolę księżniczki, do której nie została przyuczona. Temu wewnętrznemu konfliktowi będzie dawać wyraz między innymi silnym poirytowaniem w reakcji na zachowanie kobiet, które są hiperksiężniczkowate, ponieważ to one jej z całą dobitnością przypominają o tym, kim nie jest, a kim powinna być z przeznaczenia.
