Jest pewna wyraźna różnica. Od wysokości bezdyskusyjnych podatków w zasadzie nie zależy wysokość/jakość/ilość świadczenia. Kulczyk w państwowej służbie zdrowia czekałby tak samo długo jak Iksiński. Przy ZUSie tak nie ma - płacisz wyższe składki - dostaniesz wyższą emeryturę. Po prawdzie nie wiem, czy można na tej podstawie uznać, że to podatek, czy nie 
Ale właśnie z tego względu to powinno być chyba wyłączone z rozważań nad stopniem progresywności opodatkowania biedniejszych i bogatszych. Bo jednak likwidacja tych limitów ZUSowskich oznacza, że bogaci dostaną kiedyś wyraźnie wyższe emerytury. Żaden spadek nierówności się z tego nie urodzi.

Ale właśnie z tego względu to powinno być chyba wyłączone z rozważań nad stopniem progresywności opodatkowania biedniejszych i bogatszych. Bo jednak likwidacja tych limitów ZUSowskich oznacza, że bogaci dostaną kiedyś wyraźnie wyższe emerytury. Żaden spadek nierówności się z tego nie urodzi.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

