towarzyski.pelikan napisał(a): Średnia to ok, 3,5 na reke, wiec jak ktos ma 6,5 na reke, to zarabia prawie 2 razy tyle, czyli 100% powyzej sredniej.
Drugi próg netto zaczyna się od około 5,5 tysiąca złotych. Tak więc mamy 5,5 do 3,5 czyli 60% powyżej średniej.
ZaKotem napisał(a):DziadBorowy napisał(a): No nie. Problemem jest traktowanie osób zarabiających mniej więcej 50% powyżej średniej krajowej jako bogaczy.No tak na chłopski rozum, jeśli 10% najmniej zarabiających nazywamy "biednymi" to 10% najlepiej zarabiających nazywajmy "bogatymi". Przecież wkurw pisowców największy jest wcale nie na tych, co wpieprzają ośmiorniczki po 1000 zł za porcję, bo kto takiego w ogóle na oczy widział, tylko właśnie na te 10% dobrze ustawionej klasy średniej, co z cielęcym spojrzeniem na różne sposoby powtarza pozostałym 90% Polaków "aleosohozi, przecież każdy uczciwy człowiek te żałosne 80 tys. rocznie umie zarobić, chyba że jest kompletnym nieudacznikiem, jest głupi i ma głupie dzieci". Wydawałoby się, że dochody na takim poziomie nie powinny odcinać od rzeczywistości, a jednak jakoś odcinają.
Tylko, że zarobki powyżej 7080 złotych to wcale nie jest 10% najbogatszych ani najlepiej zarabiających.
https://wynagrodzenia.pl/artykul/podsumo...-2018-roku
Tu mamy dane o zarobkach uwzględniające też firmy poniżej 9 osób, których nie uwzględnia GUS. Wg tego 25% osób zarabiało powyżej 6700 czyli całkiem już blisko drugiego progu. Nie będę się upierał konkretnie przy tym odsetku, różne badania pokazują różne wyniki. Ale wiele wskazuje na to, że liczba drugo-progowców wcale nie jest tak mała jak się powszechnie wydaje. Tak być może było wówczas gdy próg ten był ustawiony na 3-krotność średniej, obecnie gdy oscyluje w okolicach 50-60% ponad średnią to zarobki wielu osób mogły się do tego zbliżyć.
Problem z danymi z PIT jest taki, że tam uwzględnione są nie tylko osoby pracujące na pełny etat ale także takie, które pracowały przez 30 godzin w roku na jakimś zleceniu czy też renciści i emeryci. Ogólnie każdy kto jakikolwiek PIT musiał złożyć. Stąd ładnie wychodzi, że na najwyższy najwyższy próg płaci zaledwie 3% podatników. Ma się to jednak nijak do wszystkich pracujących. Często nie jest też tak, że ta kasa jest za czysty etat - 8 godzin dziennie. Jak ktoś zachrzania po 12 godzin dziennie przez cały tydzień lub dorabia sobie legalnie na "fuchach" to i ze średnią pensją ten próg przekroczyć może.
Ponadto PITowcy to przecież tylko część zarabiających - wiadomo, że Ci na prawdę najbogatsi często w ogóle nie płacą PITu bo mają dochody z innych źródeł. Ich w ogóle nie ma w tych statystykach.
Dodatkowo nie wiem gdzie spotkałeś się z takimi osobami jak opisujesz. Bo ja osoby twierdzące, że jak ktoś nie zarobi 80 tys rocznie jest nieudacznikiem znam głównie z internetowych przypowiastek. Znam sam osoby o takich zarobkach i jak spotkałem się z ich strony z podejściem "ja nie zarabiam, najgorzej choć nie jest to tak dużo jak się wydaje, ale nie wyobrażam sobie jak się żyje w tym państwie za minimalną a ludzie przecież tyle mają" , to z czymś takim już nie. Ale powiedzmy, że to dowód anegdotyczny.
W całym tym rozważaniu pomijasz też dwie kwestie. Czasem faktycznie ktoś zarabia tyle bo ma szczęście, znajomości lub oba powyższe. Czasem jest jednak tak, że to wynika z pracowitości. I np pisowiec z Twojego przykładu, który w wieku 18-25 lat zajmował się żłopaniem piwska i oglądaniem TV zazdrości komuś kto w tym czasie zapierdzielał podnosząc swoje kompetencje. Jasne, że można tu mówić o nierównych szansach itp ale przypadki nieudacznik/leń - vs osoba pracowita z Twojego przykładu faktycznie też występują. Druga kwestia, jest taka, że osoby o których piszesz patrzą na takie zarobki z perspektywy swojego małego miasteczka lub wioski. Tymczasem wiadomo, że zarobki takie są typowe raczej dla większych miast. Gdzie koszta życia są dużo większe niż tam, gdzie żyje pisowski elektorat o którym piszesz. Nie jest to oczywiście bieda - ale nie jest też takie bogactwo jak może się wydawać z perspektywy małego miasteczka gdzie 50 metrowe mieszkanie kosztuje 150 tysięcy zamiast 350 tysięcy. A z jednego końca miasta do pracy na jego drugim końcu da się dojechać w 10 minut. Rowerem.
Tak więc przerzucanie winy za wkurw ludu na butę i arogancję tych, którzy mają pensje powyżej 5,5k na rękę śmierdzi jednak populizmem. Tak samo jak przypisywanie tylko tej grupie odcięcia się od rzeczywistości.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

