Ja mam tak samo z powodu pracy w korpo. Strasznie przesiąkam korpomową, która bazuje na angielskim, ale uważam, że przyczyna tego zangielszczenia tkwi głębiej. Mianowicie, angielskie słowa są zwykle krótsze (często jednym angielskim słowem można zastąpić polską frazę), a tym samym bardziej ekonomiczne. Człowiek naturalnie w języku dąży do ekonomii.
Co więcej, jako że pracuję z norweskim klientem, widzę jak bardzo Norwegowie zangielszczają swój własny język i to nie tylko na poziomie leksykalnym, ale też w zakresie gramatyki, co z kolei wpływa mocno na mój norweski, który z każdym miesiącem ewoluuje z akademicko purystycznego na naturalnie pokaleczony. Jeśli chcę gadać mniej więcej jak Norweg to muszę również uczyć się ich błędów. Ciekawe doświadczenie.
Co więcej, jako że pracuję z norweskim klientem, widzę jak bardzo Norwegowie zangielszczają swój własny język i to nie tylko na poziomie leksykalnym, ale też w zakresie gramatyki, co z kolei wpływa mocno na mój norweski, który z każdym miesiącem ewoluuje z akademicko purystycznego na naturalnie pokaleczony. Jeśli chcę gadać mniej więcej jak Norweg to muszę również uczyć się ich błędów. Ciekawe doświadczenie.
