"W dalszej części programu tłumaczył (Janusz Korwin-Mikke- przyp. E.T.), że to, co robi PiS w sprawie LGBT, to "teatr".
- Krzyczą tylko, że są przeciwko, a nic nie robią. Oni nic nie zrobią. To by była rzecz, jakiej byśmy zażądali od PiS-u w zamian za niewchodzenie w koalicję, bo nie chcemy wchodzić, ale jakby mieli rząd mniejszościowy, to byśmy poparli w zamian za ustawę bardzo krótką: zabraniającą publicznych parad zboczeńców, wchodzenia ich do szkół, nie powinno być ich w telewizji etc.
- To jest znacznie groźniejsze niż zarazki grypy czy odry czy czegoś takiego, bo zaraża całe społeczeństwo. Odra przechodzi a to zostaje. Naprawianie szkód, jakie z tego wynikają to kwestia pokoleń - dodał."
https://www.donald.pl/artykuly/ZfWMEa79/...mhLkYWsfz8
Korwin zapomniał określić, na czym miałaby polegać ta szkodliwość, o jakiej mówi odnośnie uznania praw mniejszości seksualnych. Zamiast konkretów i rzeczowości, mamy jakieś wariancje na temat "nawet za Hitlera było lepiej" ("to gorsze od odry") i gadanie o szerokich i trwałych zmianach kulturowych: może to by "pana prezesa" zaskoczyło, ale takie chrześcijaństwo też dotyczy całych społeczeństw i trwa długie pokolenia, co samo w sobie nie sprawia, że jest "gorsze od odry czy innych zarazków". Warto przypomnieć, że ten sam gość, gadający tutaj o "zabranianiu parad zboczeńców i wchodzenia ich do szkół", gdzie indziej mówił o tym, że zmacanie przez pedofila jest lepsze od edukacji seksualnej, bo rozbudza seksualnie dziewczynkę (sic!). Tymczasem polskie prawo zabrania już promowania i pochwalania właśnie pedofilii, więc nie bardzo wiadomo, czego tu jeszcze zabraniać, skoro ustalenia współczesnej medycyny odnośnie zdrowia i patologii w obszarze seksualności są jakie są, a bynajmniej żadni zoofile nie czekają w kolejce, wbrew temu, co w tej szopce (bo to też jest "teatr" w wykonaniu Korwina, demagogiczna licytacja z PiSem, żeby zbić troszkę politycznego kapitału kosztem krzywdy ludzkiej) opowiada pierwszy "liberał" RP. Warto od razu dodać, że przemiany kulturowe, o jakich mowa, a więc akceptacja osób nieheteronormatywnych, jest bardzo mocno związana ze współczesną gospodarką wolnorynkową i światowym kapitałem, uwarunkowana czynnikami ekonomicznymi, które są fetyszem imć Korwina. Stąd właśnie polityka takich marek, jak IKEA, o której było głośno niedawno, które doskonale zdają sobie sprawę, że stwarzane przez nich przyjazne środowisko pracy daje im przewagę w konkurencji o dobrego pracownika (bo bycie hetero nie czyni z nikogo lepszego sprzedawcy czy menadżera). Z drugiej strony wzrost gospodarczy i związana z nim większa zamożność społeczeństw (pozwalająca na zakup dóbr oferowanych przez wielkie międzynarodowe koncerny) czyni nas bardziej niezależnymi od siebie nawzajem, co przekłada się na mniejszą homogenizację społeczności i rosnącą akceptację różnorodności. To oczywiście nie jest pełny obraz sprawy, bo dochodzą do tego kwestie bezpieczeństwa, pokoju panującego tam, gdzie dochodzi do omawianych przemian kulturowych, no i co niezmiernie ważne: wypracowanych w tych społecznościach wysokich standardów dyskursu, zasadzających się w dużej mierze na zdobywanej w ramach naukowej działalności wiedzy. Inaczej mówiąc, nie żyjemy w niewielkich, zagrożonych przez sąsiadów społecznościach, których trwanie zasadza się na pielęgnowaniu tradycji (bo nie mają odpowiednich narzędzi zdobywania wiedzy i rozumienia świata, więc podlegają w tym względzie selekcji naturalnej kultur, w odróżnieniu od współczesnego dyskursu naukowego, który można przyrównać do doboru sztucznego) i stabilizowaniu ich przez ujednolicenie, wymaganie dopasowania się do określonej, wąskiej normy (polecam rozważyć w tym miejscu możliwe ewolucyjne źródła psychologicznych zjawisk dysonansu poznawczego, a jeszcze bardziej systematyczności błędu potwierdzenia); w tego rodzaju warunkach stygmatyzowanie jakiejś mniejszości może wywierać wpływ konsolidujący grupę, której trwanie wymaga ofiar z jednostek, będących niewiele wartymi w warunkach niskiej specjalizacji w podziale pracy (bo nikt nie musi wykazywać się kompetencjami na poziomie współczesnego neurologa, radcy prawnego czy informatyka). Można się obrażać na rzeczywistość, ale lepiej ją zrozumieć, żeby skuteczniej działać. Dzisiaj ta skuteczność, w obszarze sprawowania władzy państwowej, wymaga dostrzeżenia podstaw trendów kulturowych, których istnienie jest konsekwencją rozwoju współczesnych społeczeństw wraz z rozwijającymi się światowymi rynkami, rozwijającą się nauką i ich wpływem na standard naszego życia i sposób funkcjonowania, ale też ich istnienie jest warunkiem utrzymania tego właśnie kierunku rozwoju, aby zapobiec stoczeniu się z powrotem na poziom społeczeństw budowanych w oparciu o tożsamość plemienną, tak nieprzystających do współczesnych realiów, zajmujących peryferia światowej polityki.
- Krzyczą tylko, że są przeciwko, a nic nie robią. Oni nic nie zrobią. To by była rzecz, jakiej byśmy zażądali od PiS-u w zamian za niewchodzenie w koalicję, bo nie chcemy wchodzić, ale jakby mieli rząd mniejszościowy, to byśmy poparli w zamian za ustawę bardzo krótką: zabraniającą publicznych parad zboczeńców, wchodzenia ich do szkół, nie powinno być ich w telewizji etc.
- To jest znacznie groźniejsze niż zarazki grypy czy odry czy czegoś takiego, bo zaraża całe społeczeństwo. Odra przechodzi a to zostaje. Naprawianie szkód, jakie z tego wynikają to kwestia pokoleń - dodał."
https://www.donald.pl/artykuly/ZfWMEa79/...mhLkYWsfz8
Korwin zapomniał określić, na czym miałaby polegać ta szkodliwość, o jakiej mówi odnośnie uznania praw mniejszości seksualnych. Zamiast konkretów i rzeczowości, mamy jakieś wariancje na temat "nawet za Hitlera było lepiej" ("to gorsze od odry") i gadanie o szerokich i trwałych zmianach kulturowych: może to by "pana prezesa" zaskoczyło, ale takie chrześcijaństwo też dotyczy całych społeczeństw i trwa długie pokolenia, co samo w sobie nie sprawia, że jest "gorsze od odry czy innych zarazków". Warto przypomnieć, że ten sam gość, gadający tutaj o "zabranianiu parad zboczeńców i wchodzenia ich do szkół", gdzie indziej mówił o tym, że zmacanie przez pedofila jest lepsze od edukacji seksualnej, bo rozbudza seksualnie dziewczynkę (sic!). Tymczasem polskie prawo zabrania już promowania i pochwalania właśnie pedofilii, więc nie bardzo wiadomo, czego tu jeszcze zabraniać, skoro ustalenia współczesnej medycyny odnośnie zdrowia i patologii w obszarze seksualności są jakie są, a bynajmniej żadni zoofile nie czekają w kolejce, wbrew temu, co w tej szopce (bo to też jest "teatr" w wykonaniu Korwina, demagogiczna licytacja z PiSem, żeby zbić troszkę politycznego kapitału kosztem krzywdy ludzkiej) opowiada pierwszy "liberał" RP. Warto od razu dodać, że przemiany kulturowe, o jakich mowa, a więc akceptacja osób nieheteronormatywnych, jest bardzo mocno związana ze współczesną gospodarką wolnorynkową i światowym kapitałem, uwarunkowana czynnikami ekonomicznymi, które są fetyszem imć Korwina. Stąd właśnie polityka takich marek, jak IKEA, o której było głośno niedawno, które doskonale zdają sobie sprawę, że stwarzane przez nich przyjazne środowisko pracy daje im przewagę w konkurencji o dobrego pracownika (bo bycie hetero nie czyni z nikogo lepszego sprzedawcy czy menadżera). Z drugiej strony wzrost gospodarczy i związana z nim większa zamożność społeczeństw (pozwalająca na zakup dóbr oferowanych przez wielkie międzynarodowe koncerny) czyni nas bardziej niezależnymi od siebie nawzajem, co przekłada się na mniejszą homogenizację społeczności i rosnącą akceptację różnorodności. To oczywiście nie jest pełny obraz sprawy, bo dochodzą do tego kwestie bezpieczeństwa, pokoju panującego tam, gdzie dochodzi do omawianych przemian kulturowych, no i co niezmiernie ważne: wypracowanych w tych społecznościach wysokich standardów dyskursu, zasadzających się w dużej mierze na zdobywanej w ramach naukowej działalności wiedzy. Inaczej mówiąc, nie żyjemy w niewielkich, zagrożonych przez sąsiadów społecznościach, których trwanie zasadza się na pielęgnowaniu tradycji (bo nie mają odpowiednich narzędzi zdobywania wiedzy i rozumienia świata, więc podlegają w tym względzie selekcji naturalnej kultur, w odróżnieniu od współczesnego dyskursu naukowego, który można przyrównać do doboru sztucznego) i stabilizowaniu ich przez ujednolicenie, wymaganie dopasowania się do określonej, wąskiej normy (polecam rozważyć w tym miejscu możliwe ewolucyjne źródła psychologicznych zjawisk dysonansu poznawczego, a jeszcze bardziej systematyczności błędu potwierdzenia); w tego rodzaju warunkach stygmatyzowanie jakiejś mniejszości może wywierać wpływ konsolidujący grupę, której trwanie wymaga ofiar z jednostek, będących niewiele wartymi w warunkach niskiej specjalizacji w podziale pracy (bo nikt nie musi wykazywać się kompetencjami na poziomie współczesnego neurologa, radcy prawnego czy informatyka). Można się obrażać na rzeczywistość, ale lepiej ją zrozumieć, żeby skuteczniej działać. Dzisiaj ta skuteczność, w obszarze sprawowania władzy państwowej, wymaga dostrzeżenia podstaw trendów kulturowych, których istnienie jest konsekwencją rozwoju współczesnych społeczeństw wraz z rozwijającymi się światowymi rynkami, rozwijającą się nauką i ich wpływem na standard naszego życia i sposób funkcjonowania, ale też ich istnienie jest warunkiem utrzymania tego właśnie kierunku rozwoju, aby zapobiec stoczeniu się z powrotem na poziom społeczeństw budowanych w oparciu o tożsamość plemienną, tak nieprzystających do współczesnych realiów, zajmujących peryferia światowej polityki.
All cognizing aims at "delivering a grip on the patterns that matter for the interactions that matter"
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315

