No i o to chodziło - o efekt Schwarzschilda.
Polega to na tym, że w pewnym zakresie zaczernienie obrazu jest proporcjonalne do ilości zaabsorbowanego światła.
I w ten sposób otrzymujemy standardowy negatyw.
Ale na tzw. krzywej charakterystycznej emulsji światłoczułej po dojściu do maksymalnego zaczernienia dzieje się coś dziwnego.
Przy dalszym zwiększaniu ilości zaabsorbowanego światła zaczernienie nie rośnie, a .... maleje !?
To właśnie Efekt Schwarzschilda (który poza byciem fizykiem był też astronomem i parał się astrofotografią).
Tak więc znacznie prześwietlając negatyw paradoksalnie możemy uzyskać blady obraz pozytywowy.
Mój kolega na studiach zrobił z tego pracę zaliczeniową z fotochemii.
Polega to na tym, że w pewnym zakresie zaczernienie obrazu jest proporcjonalne do ilości zaabsorbowanego światła.
I w ten sposób otrzymujemy standardowy negatyw.
Ale na tzw. krzywej charakterystycznej emulsji światłoczułej po dojściu do maksymalnego zaczernienia dzieje się coś dziwnego.
Przy dalszym zwiększaniu ilości zaabsorbowanego światła zaczernienie nie rośnie, a .... maleje !?
To właśnie Efekt Schwarzschilda (który poza byciem fizykiem był też astronomem i parał się astrofotografią).
Tak więc znacznie prześwietlając negatyw paradoksalnie możemy uzyskać blady obraz pozytywowy.
Mój kolega na studiach zrobił z tego pracę zaliczeniową z fotochemii.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

