Uważam że to idiotyczne rupieciarstwo. Wracanie do tego, czego próbowano dawno temu i się zwyczajnie nie sprawdziło, i co zarzucono głównie z powodu tego, że kobiety-zawodowcy uważały te formy za uwłaczające. Ponadto jest to zmiana idąca w zupełnie przeciwną stronę, niż społeczne potrzeby - w męskich zawodach, których nazwy z natury nie mają przyjętych do tej pory żeńskich końcówek pracuje coraz mniej kobiet, w miarę rozwoju gospodarczego. I to pomimo tego że różnym ideologom się to nie podoba i próbują z całych sił zawracać zawracać Wisłę kijem, wywalając w błoto kupę kasy. Za parędziesiąt lat nie tylko nie przyjmie się forma "profesora", ale nawet takie słowo jak "programistka", brzmiące dla nas zupełnie normalnie, naturalnie, i całkiem estetycznie (w końcu "programista" należy do słów od których feminatywy same się tworzą) może zniknąć z języka, a potomnych może dziwić że używaliśmy takich śmiesznych form, tak jak nas śmieszą przedwojenne "poślice".
Nadal jest to żona sędziego, ze względu na to że przeciętna pani sędzia się na coś takiego obrazi, tak jak każda studentka odpowiedzialna za kontakty grupy z prowadzącymi obraża się za "starościnę".
Kapitalny przykład na to, jak ideologiczna pseudonauka (w tym przypadku pseudohistoria) prowadzi do ideologicznej walki z językiem.
bert04 napisał(a):Kiedyś "sędzina" to była żona sędziego, dziś jest nazwą zawodu.
Nadal jest to żona sędziego, ze względu na to że przeciętna pani sędzia się na coś takiego obrazi, tak jak każda studentka odpowiedzialna za kontakty grupy z prowadzącymi obraża się za "starościnę".
Cytat:I wikinżki.
Kapitalny przykład na to, jak ideologiczna pseudonauka (w tym przypadku pseudohistoria) prowadzi do ideologicznej walki z językiem.
