Tu dochodzi jeszcze jeden czynnik. To co już wskazywał pilaster - bilans zysków i strat związanych z przemocą robi się coraz bardziej niekorzystny. W związku z tym przemoc coraz bardziej ogranicza się do ludzi, którzy takiej kalkulacji z jakichś przyczyn nie przeprowadzają. Poziom przemocy spada, ale robi się ona coraz bardziej bezsensowna. Zresztą, czy słyszymy o napadach na banki, zuchwałych włamaniach czy porwaniach dla okupu? Rzadko. Dominują salafici wysadzający się w restauracjach, incele urządzający strzelaniny na kampusach, czy pijane dresy urządzające mordobicia pod dyskoteką. Wariaci, idioci i wyprane mózgi. Czasy mafiozów, gangsterów czy speców od dziesiony się kończą.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

