pilaster napisał(a): jeżeli zmiany zachodzą i mają takie powody jak twierdzą klimatyści, to jest to tylko szczególna odmiana "problemu wspólnego pastwiska". I rozwiązać ją można tak jak własnie ten problem się rozwiązuje - poprzez prywatyzację.Jednakże w państwach nierządniczych i niewolniczorynkowych własność prywatna również nie działa. W każdym razie nie działa dla dobra ogółu.
Oczywiście w rolę właściciela może też wejść państwo i wprowadzić np podatki od emisji. Będzie to jakoś działać, jednak:
1. Tylko wtedy jeżeli mamy do czynienia z państwem praworządnym i wolnorynkowym o wysokim IEF. Jezeli nie, to skutek będzie taki jak w PRL - liczne i szczegółowe prawa o "ochronie przyrody" i realnie przyrodnicza dewastacja.
Cytat:2. Nawet w praworządnym i wolnorynkowym kraju o wysokim IEF, koszt takiego upaństwowienia będzie zawsze większy niż rozwiązania prywatnego. Dlaczego - tłumaczył pilaster na wykładzie na przykładzie połowów ryb. Prywaciarz będzie zawsze dążył do punktu B o maksymalnych zyskach. Urzędnik, nawet w najlepiej zorganizowanym kraju będzie zawsze odczuwał pokusę do przesuwania się w kierunku punktu C, zatem realnie wynik, nawet przy wysokim IEF, będzie gorszy.
Wspólne pastwiska były niegdyś wspólne wcale nie dlatego, że chłopi byli komunistami i nienawidzili własności prywatnej. Przeciwnie, byli chciwi i egocentryczni jak wszyscy normalni ludzie. Jednak po prostu nie było technicznej możliwości pilnowania swego prywatnego pastwiska, żeby cudze łowiecki się na nim nie pasły. Chłop musiałby stać przy nim z widłami dzień i noc, a więc traciłby dużo więcej, niż na wspólnocie. Podobnie było z lasami. Na prywatną własność pastwisk mogli sobie pozwolić tylko wielcy posiadacze zatrudniający pachołków od pilnowania. Gdyby w epoce przedindustrialnej sprywatyzować pastwiska, oznaczałoby to zwiększenie faktycznej przewagi wielkich posiadaczy, którzy mogliby bezkarnie korzystać z własności małych, przy teoretycznej równości w prawie. I z analogicznego powodu powietrze jeszcze długo nie będzie sprywatyzowane, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić skuteczną interwencję policji w sytuacji, gdyby np. Donald Trump zanieczyszczał mój udział w powietrzu. Wspólna (komunalna, gminna, państwowa) własność jest pewnym złem, bo zawsze trochę ogranicza wydajność, ale jest złem koniecznym w warunkach nierównowagi sił. To, nawiasem mówiąc, wskazuje, że równowaga sił, czyli egalitaryzm, sprzyja prywatnej własności.

